środa, 30 marca 2016

Deser z musem rabarbarowym i kremem z białej czekolady

Desery robię stanowczo za rzadko jednak jak już się szarpnę na przygotowanie czegoś w tej kategorii wkładam w to całe serducho! Tak też było z deserem, który prezentuje poniżej. Do wyczarowania słodkiego co nieco zmusiła mnie sytuacja, gdy tylko dowiedziałam się, że będę mieć w sobotę gości nie mogłam postąpić inaczej jak przejść do fazy planowania menu imprezowego. Danie główne i przystawki miałam zaplanowane już od dawna jednak z deserem wciąż się wahałam miałam co prawda kilku swoich faworytów, których miałam przetestować jednak do żadnego nie pałałam nadzwyczajną chęcią
przygotowania. Myślałam, myślałam, analizowałam i szukałam aż wpadłam na genialny pomysł wykorzystamnia zawartości mojej spiżarki, która ze względu na to, że wiosna tuż tuż i nowe przetwory na horyzoncie powinna zostać opróżniona! Idąc za ciosem obrałam za gwiazdę deseru mój mus rabarbarowy z imbirem! To był strzał w 10! Majowy superdeser w ponure marcowe popołudnie! To jest najlepsza rzecz, która może przydarzyć się w weekend!
Dopełnienie w postaci słodkiego serka mascarpone, białej czekolady, kruchych bezików i ciasteczek to coś dla czego warto zgrzeszyć a później zrobić trzy treningi z Chodakowską!



Składniki:


1 słoik musu rabarbarowo-imbirowego (300ml) (przepis klik)
200g serka mascarpone
100ml słodkiej śmietanki kremówki 30%
1 opak, podłużnych biszkoptów (mogą być te do tiramisu)
100g białej czekolady
1 łyżka soku z cytryny




Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej.

Serek ubić wraz ze śmietanką pod koniec dodać stopniowo stale miksując roztopioną czekoladę. Wymieszać na gładką masę.

Do słoiczków pokruszyć po 1 biszkopcie.

Na to ułożyć warstwę musu.

Przykryć porcją kremu z mascarpone.

Serek przykryć kolejnym pokruszonym biszkoptem, na biszkopt porcja kremu.

Na górze położyć małe beziki.

Schłodzić w lodówce przez 30min.

piątek, 25 marca 2016

Kurczak w boczku faszerowany śliwką

Ostatnią sobotę naszło mnie na gotowanie! :) Nie jest to zbyt dziwne to prawda ale naszło mnie bardziej niż zwykle czego spuścizną jest kilka nowym przepisów, które lada dzień ujrzą blogowe światło! :) Pierwsza propozycja to zareklamowana już zarówno na fb jak i ig polędwiczka z kurczaka zawinięta w boczek i nadziana tajemniczym składnikiem :) Na fb padło kilka propozycji farszu jednak żaden nie okazał się trafny (mimo, że wszystkie proponowane były niemniej pyszne! :) ) Nikt nie zaproponował wspaniałej, poczciwej
suszonej śliwki! Widać, że wśród dóbr z całego globu a przynajmniej europy feta, suszone pomidory, oliwki, mozzarella, szpinak, ludzie zapomnieli o naszej rodzimej wspaniałej śliweczce! Boczek ze śliwką tworzą duet idealny więc ani chwili nie wahałam się aby nadziać moją swojską pierś (taaaak filety z kurczaka tym razem miałam od szczęśliwej kurki chociaż sądząc po końcu jej żywota nie wiem czy była aż tak szczęśliwa ;P jedno jest pewne ja z faktu posiadania jej wspaniałych dorodnych piersi byłam przeszczęśliwa! :) )

W smaku pierś jest rewelacyjna i spokojnie może gościć na niedzielnym lub świątecznym stole! Gwarantuję, że przez zaserwowanie piersi ze śliwką wprawicie gości w totalny zachwyt! Nawet teściowa nie będzie Wam szczędzić komplementów ani ciotka, która wszystko wie najlepiej... ;)

Jako prekursorka pomysłu sprzedam Wam przepis z patentami, które z pewnością przy koljenym przygotowaniu przepisu wykorzystam.




Składniki:
2 pojedyncze solidne piersi z kurczaka ( u mnie kura z wolnego wybiegu więc biust miała solidny)
śliwki suszone (ilość? ciężko określić zależy od wielkości filetu - myślę, że 20dag spokojnie starczy i jeszcze zostanie do podjedzenia)
12 plasterków boczku (bardzo cienkie, najlepiej grubości szybki szwardzwalckiej - mój niestety był zbyt gruby i nie współpracował ze mną podczas procesu obróki więc musiałam potraktować go nicią...)
łyżeczka majeranku
łyżeczka papryki słodkiej
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki granulowanego czosnku
1 łyżeczka suszonej pietruszki
3 łyżki oleju


Przyprawy wymieszać z olejem.

Pierś umyć, osuszyć i naciąć po środku po czym przy pomocy długiego noża lub cienkiego trzonka od mątewki wykroić tunel, do którego wsadzone zostaną śliwki.

Do powstałego korytarza wkładać śliwki tyle aby wypełniły całeg fileta.

Nafaszerowane filety posmarować przygotowana z oleju i przypraw marynatą. Zawinąć w plastry boczku dla pewności, żeby boczek został na swoim miejscu można związać nicią.

Tak przygotowane mięso pozostawić w lodówce na kilka godzin - najlepiej na noc.

Na patelni rogrzać łyżkę oleju i podsmażyć na rumiano piersi z każdej strony.

Przełożyć do naczynia żaroodpornego podlać 1/3 szklanki wody, przykryć i wstawić do zimnego piekarnika.

Ustawić temperaturę na 180stopni i piec przez 40min. od czasu wstawienia.

Gorącą pierś wyjąć i pokroić w dość grube plastry, jeśli pierś była związana przed pokrojeniem oczywiście trzeba pozbyć się nici.

Mój patent prócz cienkich plasterków boczku, o których już wspomaniałam to przestudzenie piersi i dopiero krojenie jej na zimno wtedy będzie pewność, że boczek pięknie będzie się trzymał na kurczaku i nie zjedzie nam z gorącego kuraka.

Moją faszerowaną pierś podałam z sosem śmietanowo-pieczarkowym Wy swoją możecie podać jak Wam się żywnie podoba. Dla niezdecydowanych proponuję sos pieczeniowy, ziemniaki i buraczki - wszystko będzie ze sobą wspaniale współgrać! :)

środa, 23 marca 2016

Kasza na zdrowie - relacja z warsztatów kulinarnych z Akademią Smaku Boscha


21. marca 2016 - pierwszy dzień wiosny kalendarzowej i dzień wagarowicza. Dzięki Akademii Smaku Bosch miałam przyjemność spędzić ten dzień w cudownym towarzystwie, we wspaniałej atmosferze no i oczywiście przy pysznym jedzeniu! Pewnie zastanawiacie się skąd się tam wzięłam. No to już Wam odpowiadam! Miesiąc temu dowiedziałam się o akcji organizowanej przez Akademię Smaku o wdzięcznej nazwie Kasza na Zdrowie! Ani chwili nie zastanawiałam się aby wysłać zgłoszenie ze swoim przepisem! Z pod mojej ręki wyszło kilka propozycji zaprezentowanych w tym konkursie. Ze wszystkich nadesłanych jury w składzie Tomasz Jakubiak, Piotr Ogiński i Kasia Glinka wyłoniło 20 szczęśliwców, którzy zostali zaproszeni na ekskluzywne wydarzenie w Centrum Domowych Inspiracji w Warszawie.


Wraz z moim M., który wspiera każdy mój zwariowany pomysł i przedsięwzięcie kulinarne pojechaliśmy w poniedziałek do Warszawy. Wyruszyliśmy o 6:00 tak aby być chwilkę przed czasem - nauczona błędami przeszłości wiem, że nie opłaca być się na takich imprezach na tzw. "styk" :) Po 4 godzinach drogi, przebrnięciu obwodnicy Radomia, która chyba celowo nie jest naprawiana by zmusić kierowców do korzystania z lotniska, które stoi i świeci pustkami dotarliśmy do stolicy!

Byłam lekko zestresowana, bo nie wiedziałam czego mogę się tam spodziewać co więcej byłam bardzo ciekawa poznania Tomasza Jakubiaka, który ewidentnie jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu jeśli chodzi o kulinarny fach... ;)

Warsztaty rozpoczęły się równo w południe :) Po oficjalnym otwarciu i przywitaniu zostaliśmy
podzieleni na dwie grupy. Jedna pod dowództwem Piotrka Ogińskiego druga pod okiem Tomka Jakubiaka - w tej drugiej znalazłam się ja! :) KaŻda grupa miała za zadanie przygotować po 4 dania wcześniej wybrane przez jury. Jakież było moje zaskoczenie jak okazało się, że wśród ośmiu wybranych są dwie moje propozycje! Byłam mocno zaskoczona a do tego zestresowana czy aby na pewno wszystko się uda i przepisy wyjdą tak jak należy. Pewnie zastanawiacie się jakie przepisy okazały się na tyle ciekawe, że jury wybrało właśnie te a to już Wam mówię ;) pozycja obiadowa to pierogi z kaszą gryczana i białym serem na warsztatach wersja podstawowa została wzbogacona o niebanalne składniki i powstały dwa zupełnie różne dania, zaś deser to sypana szarlotka na ciepło z lodami i tutaj na chwilę się zatrzymam, bo nie wytrzymam do dalszej części wpisu żeby się nie pochwalić!! Ta szarlotka skradła serca wszystkich z Tomkiem Jakubiakiem na czele! Nie wierzyłam własnym uszom, gdy po zjedzeniu kawałka mówił, że takiego dobrego ciasta i to z kaszą jeszcze nie jadł!! SZOK! Co więcej powiedział, że on za ciastami w ogóle nie przepada jednak tą szarlotkę bierze w ciemno i z pewnością będzie przepis szerzył dalej, bo jest tego warty!! aaaaa!! Po takiej dawce komplementów od samego Tomka fruwałam nad ziemią i gdyby nie to, że przyjechałam do W-wy samochodem mogłabym frunąć na skrzydłach z powrotem ;)

Teraz wspomnę o pierogach, bo też zrobiły furorę! Wraz z Kasią, moją pierogową partnerką za radą Tomka Jakubiaka przygotowałyśmy dwie wariacje na podstawie przepisu podstawowego. Pierwsza wersja pierogów była z dwoma rodzajami Kindziuka, serem bursztyn, czosnkiem oraz rozmarynem zaś w drugich kasza z białym serem została wzbogacona o pestki granatu, sok z limonki, chili oraz
świeżą kolendrą. Wszyscy jednogłośnie orzekli, że wersja z Kindziukiem bardziej przypadła im do gustu - co mnie nie dziwi w końcu pierogi z kindziukiem to typowo polskie smaki, które kocha większość Polaków :)

Przygotowanie potraw to było nie lada wyzwanie w pocie czoła każdy uwijał się jak mrówka by zdążyć na czas. Było cudownie! :)
Praca w kuchni to była czysta przyjemność po raz kolejny stwierdzam, że sprzęt marki Bosch nie ma sobie równych i nie żałuję ani złotówki wydanej na ten, który mam u siebie w domu! :)
O robocie MUM słyszałam już wiele, ba! Moja Siostra i Ciocia są już szczęśliwymi posiadaczkami tych cacek więc wiedziałam, że ten mały sprzęt potrafi zdziałać cuda ale przekonanie się o tym na własnej skórze było nie lada przyjemnością! Już wiem na co będę odkładać teraz swoje zaskórniaki by wreszcie powiedzieć wszyscy mają MUMa mam i JA! :)

Wracając do atmosfery panującej podczas imprezy była genialna! Poznałam mnóstwo wspaniałych i życzliwych ludzi. Twarze kampanii okazały się cudownymi, normalnymi ludźmi, z którymi świetnie się rozmawia o jedzeniu i nie tylko :) Piotr Ogiński, który w mediach przestawiany jest raczej mało pochlebnie muszę przyznać, że jest genialnym gościem! Normalny, sympatyczny facet, z którym można rozmawiać godzinami!! :)

Po ukropie w kuchni przyszedł czas na pyszną biesiadę. Przy wspólnym stole próbowaliśmy dań i czuliśmy się jak jedna wielka rodzina! :) Było wspaniale!
Na koniec otrzymaliśmy pamiątki od sponsorów i naładowani pozytywną energią rozjechaliśmy się w różne części Polski!

To był cudowny czas, z którego nie żałuję ani minuty! Oby więcej takich przygód! :)












poniedziałek, 21 marca 2016

Wielkanocna surówka z białej rzodkwi

Dzisiaj kolejna surówka dla odmiany z białej rzepy -takiej na blogu jeszcze nią ma :) O surówkach rozpisuję się tutaj dość często o tej napiszę tylko, że znalazłam ją na stronie Ewy Wachowicz i od razu przykuła moją uwagę. Co prawda moja biała rzepa zakupiona w Lidlu nie paliła po języku jednak wystarczyło podrasować ją chrzanem i nabrała odpowiedniego charakteru :) 
Prostota tej sałatki to chyba główny argument do jej przygotowania w domu.
Powiem szczerze, że za sprawą solidnej łyżki tartego chrzanu nabiera nieco Wielkanocnego charakteru i jak nadal utrzymuję, że nie należę do osób, które gotują świątecznie na bloga z miesięcznym wyprzedzeniem tak przypadkiem ta sałatka w Wielkanocne menu wpisuje się idealnie i dlatego otrzymuje nazwę 'Wielkanocnej' :)

Składniki:
1 duża biała rzodkiew
4 łyżki kukurydzy
1 łyżka tartego chrzanu
1 łyżka majonezu
1 łyżka jogurtu
sól, pieprz, cukier do smaku.

Rzepę obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach.
Zostawić na pół godziny aby puściła sok po czym dobrze ją odcisnąć z nadmiaru wody.
Dodać kukurydzę, majonez, jogurt, chrzan i przyprawy do smaku.
Wszystko razem wymieszać. Podawać tuż po przygotowaniu - później rzodkiew puszcza sporo wody.

piątek, 18 marca 2016

Babka z białek

To, że jestem babkożercą wie chyba każdy, kto czyta mojego bloga. Nie ma nic lepszego niż wilgotny kawałek pysznego słodkiego i delikatnego ciasta! Bez mas, bez zbytniego nadęcia! Prostota nawet w ciastach jest dla mnie najlepsza! Uwielbiam! :) Babkę z białek po raz pierwszy jadłam u mojej kochanej Babci Niny jednak na jedzeniu się skończyło, babka smakowała wyśmienicie ale ja nigdy nie byłam w takie sytuacji aby zostawało mi dostatecznie dużo białek. Dopiero gdy wyczytałam, że białka można zamrozić zaczęłam skrzętnie je zbierać! :) Gdy uzbierałam upragnioną ilość zabrałam się za pieczenie babki z samych białek. Wyszła cudowna! Delikatna, wilgotna a dodatek maku nadał jej charakteru, nie powstydzę się stwierdzenia, że wyszła mi właśnie taka jaką jadłam na herbatce u babci :) Wszystkim kucharzarzącym cierpiącym na nadmiar białek koniecznie muszą wytestować ten przepis! :)


Składniki:
1 szklanka drobnego cukru
160g mąki pszennej
1 czubata łyżka mąki kukurydzianej
1 łyżeczka proszku do piecz.
1/2 kostki roztopionego masła
6 białek
aromat cytrynowy
1 łyżka suchego maku

Białka ubić na sztywną pianę pod koniec łyżka po łyżce dodawać cukier stale ubijając aż piana zrobić sie sztywna i lśniąca. Mąki przesiać do ubitej masy delikatnie wymieszać. Na końcu dodać stopione masło i aromat. Całość wymieszać. Wlać do blaszki o kształcie babki z kominkiem. Piec w 180stopniach przez ok.40 min. do tzw. 'suchego patyczka'.

środa, 16 marca 2016

Amerykanki kultowe ciastka lat 90tych

Amerykanki jak dla mnie ciastka kultowe chociaż jak się okazało nie wszyscy je znają. Aż dziw mnie wziął jak się okazało, że moja Podkarpacka rodzina i ogólnie znajomi o takich ciastkach nigdy nie słyszeli - na szczęście już ich uświadomiłam co więcej nawet przekonałam do tego żeby polubili je tak samo jak ja! Gdyby nie moja facebookowa strona mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że jedynie lokalni tubylcy z mego małego miasteczka podzielają mój Amerykankowy entuzjazm jednak odzew pod informacją nt tych
cudownych ciastek był z całej Polski więc odetchnęłam z ulgą... ;) Historia amerykanek w moim życiu nierozerwalnie łączy się z nieistniejącą już cukiernią w moim rodzinnym mieście o wdzięcznej nazwie "Murzynek". Z 'Murzynkiem" wiąże się wiele wspomnień najmocniej i nierozerwalnie to miejsce kojarzy mi się ze szklaną gablotką pełną pączków, drożdżówek oraz... Amerykanek! Po drugiej stronie w lodówce zawsze były piękne torty dekorowane owocami oraz galaretką w kostkach, która wtedy budziła we mnie zachwyt, bo była taka kolorowa i taka równiutka, że w domu nigdy się z taką nie spotkałam ;) Poza wspomnianymi smakołykami z "Murzynka" pamiętam doskonale jeszcze jedną rzecz - ciepłe lody zwane właśnie murzynkami! Były genialne i do dzisiaj nigdzie poza tym miejsce nie jadłam lepszych. Pamiętam jak dumna dzierżyłam w ręce murzynka i byłam niezwykle zadowolona, że mama w środku zimy kupiła mi "lody" :) ach ten Murzynek mogłabym o nim pisać przynajmniej drugie tyle jednak przejdźmy do konkretów czyli Amerykanek :) Te ciastko-bułki nie mają sobie równych zarówno w zabawnym wyglądzie (niczym latające spodki), dekoracji - odmiennie do wszystkich innych bułek polukrowany jest spód na smaku kończąc - ich zwarta a mimo wszystko miękka struktura sprawia, że te ciastka posmakują po prostu każdemu! :)
Aby nie było idealnie jest w nich pewien mankament a mianowicie aby je przygotować warto uzbroić się w maskę gazową, bo amoniak, który podczas pieczenia za sprawą wysokiej temperatury reaguje z resztą składników powoduje, że mój M. stwierdził, że po oczach szczypie niczym w kurniku... ;) ALE proszę nie zniechęcajcie się tym malutkim mankamentem, bo po upieczeniu i totalnym wystudzeniu zapach amoniaku znika bezpowrotnie i zostają nam pyszne pachnące cukrem waniliowym ciacha dzięki, którym możemy przenieść się w czasy wspaniałego i beztroskiego dzieciństwa... :)



Składniki: (na 22 ciastka wielkości małego spodka od filiżanki)
1kg mąki pszennej
5 jajek 

2szkl. mleka
1 kostka margaryny
1,5szkl. cukru (w oryginale były 2)
1 duże opakowanie cukru waniliowego
4 czybate łyżeczki amoniaku

Lukier:
3szkl. cukru pudru
sok z 1 cytryny
8 łyżek gorącej wody

Margarynę rozpuścić i lekko przestudzić.
Jajka ubić z mlekiem dodać cukier, cukier waniliowy oraz amoniak. Stopniowo dodawać mąkę mieszając łyżka drewnianą, na koniec wlać rozpuszczoną margarynę i wymieszać łyżką drewnianą na gładkie ciasto.
Na dużej blaszce ułożyć papier do pieczenia. Na papier wykładać porcję ciasta (1 solidna łyżka stołowa) formować placuszki, robić spore odstępy między ciastkami, bo w piekarniku bardzo wyrastają. Piec w 180stopniach aż lekko się zezłocą (trzeba patrzeć na spód ciastka jeśli będzie rumiany to ciastko jest gotowe, góra powinna być jedynie lekko złapana, dość blada).
Po upieczeniu bułki ostudzić (nie zrażać się amoniakowym zapachem).
Z podanych składników utrzec gładki i gęstu lukier. Lukrować płaską stronę ciastek, odłożyć do całkowitego zastygnięcia (najlepiej na noc).

poniedziałek, 14 marca 2016

Cygarka z ciasta filo z nadzieniem serowym wg Jamiego Oliver'a

Jamie Oliver, tego Pana większość kulinarnych zapaleńców zna doskonale więc przedstawiać go specjalnie nie muszę ;) osobiście wiedziałam o istnieniu tego pana, o tym, że wszyscy fascynują się nim i jego przepisami, że cały świat oszalał na jego punkcie a euforia z nim związana już dawno opadła i większość ma już nowych idoli ;) Ja, jak zwykle 10lat do tyłu za wszystkimi Jamiego odkryłam niedawno! Korzystając z Playera klikałałam błądząc w poszukiwaniu jakiegoś fajnego programu kulinarnego padło na 15 minut Jamiego nazwa mnie zachęciła byłam bardzo ciekawa co można wyczarować w 15minut :) Jak zaczęłam oglądać zostałam kupiona totalnie! Do tego stopnia, że jak szalona zaczęłam notować każdy przepis prezentowany przez Jamiego! :) Wśród przepisów, które mnie zachwyciły były cygarka z ciasta filo z serowym nadzieniem w towarzystwie sosu żurawinowego. Postanowiłam przygotować je aby ugościć moich gości, którzy przybyli do mnie na urodzinową kawkę :) Oczywiście dokonałam swoich modyfikacji jednakże motyw przewodni i cygarka pozostały takie jak u Jamiego. Czy warto zachwycać się Jamie'im? Hmmm dam mu jeszcze jedną szanse, bo co prawda cygarka wyszły smaczne ale żeby zachwycać się nimi aż do tego stopnia co wspomniany przeze mnie wcześniej kucharz to chyba nie :) Przepis wrzucam abyście sami zadecydowali czy cygarka Wam posmakowały czy nie. Dla mnie farsz był zbyt suchy jednak mogła być to wina sera może mój camembert był po prostu za mało kremowy - istnieje taka możliwość.


Sos żurawinowy wyszedł w punkt jednak mojemu M. słodkie smaki pasują jedynie przy deserze, więc sos został przyjęty przez mego męża dość obojętnie ;) Cygarka były podane z sałatką w oryginale Jamie robił rustykalna sałatę z rukwi wodnej, cykorii, granata oraz kwaśnych jabłek. Z powodu braku rukwi wodnej postanowiłam zrobić swoją zgoła inną sałatę, która pasowała do całości niemniej niż ta Jamiego ;)) Przepis na sałatkę umieszczę w osobnym wpisie, bo jest na tyle dobra, że zasługuje na osobne miejsce na moim blogu... ;))


Składniki:

4 arkusze ciasta filo
100g sera camembert
1/2 pęczka pietruszki
1/2 szkl. listków bazylii
5dag prażonych ziaren słonecznika
5dag migdałów
Ser, zioła, orzechy i ziarna zmiksować na jednolitą masę.
Masę podzielić na 4 części.

Każdy płat ciasta złożyć na pół, ułożyć wzdłuż dłuższego boku farsz, zawijać niezbyt ciasto. Brzegi zawinąć pod spód.

Cygarka lekko skropić oliwą i usmażyć z każdej strony na rumiany kolor.

Sos żurawinowy:

100g żurawiny
1szkl. wytrawnego czerwonego wina
3 gożdziki
szczypta gałki muszkatłowej

Żurawinę zalać winem dodać przyprawy gotować na małym ogniu do momemntu aż sos się zredukuje o połowę.

Gorące owoce zmiksować na gładki krem (wcześniej wyjąć goździki)

Cygarka tuż po usmażeniu kłaść na porcję sosu żurawinowego.

Podawać z sałatka rustykalną lub inną dowoloną zieleninką ;)

sobota, 12 marca 2016

Nuggetsy z piekarnika

Nuggetsów nikomu przedstawiać nie trzeba prawda? :) Aż dziw mnie bierze, że na blogu nie ma wersji na klasyczne nuggetsy smażone na oleju. Szok! :) Tym bardziej szok, że dzisiaj przepisowe szeregi zasilą nuggetsy z piekarnika! Czyli... samo zdrowie! ;) Przepis wyczarowałam podczas jednego z moich
sobotnich kucharzeń ;) Generalnie ameryki pewnie w ten sposób nie odkryłam jednak marynata, którą zrobiłam do moich polędwiczek z kurczaka wyszła tak dobra a mięso za jej sprawą wyszło w późniejszym czasie tak soczyste, kruche i aromatyczne, że grzechem było by się z Wami tym przepisem nie podzielić. Przepis jeszcze z jednego powodu jest genialny - te nuggetsy to minium włożonej pracy a maksium smaku! Nie ma tutaj mowy ani o rozbijaniu jajek ani o maczaniu w panierce już o pilnowaniu patelni nie wspominając. W sumie te nuggetsy robią się prawie same :) Same też znikają w oka mgnieniu... ;))


Składniki: (na porcję dla 4 osób)
1 podwójna pierś z kurczaka
1 łyżka sosu ostrygowego
2 łyżki sosu sojowego
1 łyżeczka czosnku granulowanego
1 łyżeczka słodkiej papryki
1/2 łyżeczki ostrej papryki
1 łyżka majonezu
1 łyżka ketchupu
1/2 opakowania płatków Corn Flakes (ok.200g)


Pierś umyć, osuszyć i pokroić w cienkie paski.

Składniki marynaty wymieszać wlać do kurczaka, starannie wymieszać tak aby marynata oblepiła każdy kawałek kurczaka. Odstawić na 2-3h do lodówki (najlepiej na noc).

Płatki kukurydziane zemleć w blenderze lub rozgnieść za pomocą tłuczka lub wałka na drobne kawałeczki.

Fileciki wyjmować z marynaty, maczać w płatkach i układać na blaszce wyłożonej papierem.

Piec w piekarniku nagrzanym do 180stopni przez ok.25minu
t.




W czasie gdy nuggetsy się pieką można zrobić sos:




1 opakowanie serka Łaciatego chili (200g)

200g jogurtu naturalnego

sól, pieprz, cukier do smaku




Całość wymieszać na gładki sos. Podawać do nuggetsów.

środa, 9 marca 2016

Surówka z kapusty pekińskiej i pora.

Surówki to moje 'must have' do obiadu aż nie chcę się już powtarzać jaka to jestem nieszczęśliwa gdy do obiadu nie mam odrobiny mieszanki świeżych warzyw, które idealnie dopełniają obiad. W gąszczu przepisów nie pamiętam czy opowiadałam już Wam historię o mojej surówkowej traumie, którą przeżyłam na wycieczce w Pradze jeszcze za czasów szkolnych. Wraz z kolegami z mojej szkoły pojechaliśmy na wycieczkę do Pragi i gór stołowych. Wszystkie noce spaliśmy po czeskiej stronie, tam również jedliśmy obiady... Jakież było moje rozczarowanie kiedy okazało się, że Czesi nie jedzą do obiadu surówek!! Gdy pierwszego dnia poprosiłam Pana o surówkę ten przyniósł mi jeden ekstra plaster pomidora (jeden już leżał na moim talerzu - myślałam, że do dekoracji...) przez kolejne dni walczyłam z brakiem surówek do czeskich obiadów jakież było moje zdziwienie jak okazało się, że nie tylko ja cierpiałam z tego powodu ;) Wielkość problemu można było zauważyć gdy ostatni obiad jedliśmy we Wrocławiu typowo Polski - schabowy, ziemniaki i... SURÓWKA a nawet 3 rodzaje surówek nie uwierzycie ale pierwsze co zniknęło ze stołów to były właśnie surówki!! :) Od tej pory wiem, że chyba nie ma osoby, która nie lubiłaby sobie podjeść obok kotleta i ziemniaków pysznych warzywek :)
Dzisiejsza surówka? Tradycyjnie wymyślone pod wpływem chwili i może Ameryki nią nie odkryłam ale dochodzą mnie słuchy, że naprawdę korzystacie z moich przepisów i warto je dla Was publikować :) Ostatnio dowiedziałam się, że na obiedzie u kuzynki mojego M. gościła właśnie surówka z pekinki z dodatkiem musztardy, którą też wahałam się czy opublikować. No to właśnie nie siejąc już więcej trawy polecam moją prosta, szybką i przepyszną surówkę z kapusty pekińskiej, pora i marchewki! Niebo w gębie! :)



Składniki:

1/2 główki kapusty pekińskiej
1 spory por (biała część - zieloną mrozimy będzie do zupy)
1 duża marchewka
2 łyżki majonezu
2 łyżki jogurtu greckiego
1 płaska łyżeczka cukru
1 łyżeczka chrzanu
sól i pieprz do smaku

Kapustę poszatkować. Marchew zetrzec na tarce o grubych oczkach, Po przekroić wzdłuż i pokroić w cienkie plasterki, całość wymieszać połączyć z majonezem, jogurtem, chrzanem i przyprawami. Odstawić na 1h aby składniki się przegryzły oraz kapusta i por zmiękły.

poniedziałek, 7 marca 2016

Palantówki z kaszą jaglaną

Wg mnie knedle, wg mojego M. kluski palantówki jak zwal tak zwał pyszna alternatywa dla ziemniaków oraz wspaniały pomysł na bezmięsny obiad. Przepis na te kluski mam od mojej kochanej teściowej osobiście uważam, że wśród ludzi, których znam ona jest niewątpliwie numerem jeden jeśli chodzi o przyrządzanie kaszy i wkomponowywanie jej w różne dania. Przykładem tego są właśnie palantówki prezentowane poniżej. Danie nie miało nazwy więc mój M. ochrzcił je wdzięczną nazwą palantówki - pewnie od ich kształtu :) Kluseczki - knedelki wykonane wg tego przepisu są przepyszne a do tego taniutkie i
zdrowe! Wspaniałe jest w nich też to, że zasmakują zarówno fanom kaszy jaglanej jak również wielkim sceptykom - czyt. ja :)
Podawać je można jako samodzielne danie polewając roztopionym masłem lub jako dodatek do obiadu (jak na zdjęciu) podsmażone ze sztuką mięsa w sosie :) Pycha! :)


Składniki:

0,5 kg - ugotowane ziemniaki
1 szklanka - mąka pszenna
1 łyżka - mąka ziemniaczana
1 szt. - jajko
sól
1 szt. - kasza jaglana
250 g - ser biały

Kaszę przepłukać i ugotować. Ostudzić.
Ser rozgnieść widelcem połączyć z kaszą, dokładnie wymieszać i doprawić do smaku solą i pieprzem.
Ugotowane i ostudzone ziemniaki przecisnąć przez praskę, dodać mąkę pszenną, mąkę ziemniaczaną, jajko i odrobinę soli. Wyrobić na jednolite elastyczne ciasto.
Rozwałkować ciasto na placek o grubości ok.0,5cm. Wykrawać kółka (nieco większe niż na pierogi). Na środek każdego placuszka kłaść porcję farszu zawinąć w kształt knedla. Ostrożnie wrzucić na osolony wrzątek gotować do momentu aż wypłyną, po tym czasie gotować jeszcze 1-2min.
Podawać solo okraszone masełkiem lub jako dodatek zamiast ziemniaków.
Świetnie smakuję przysmażone na patelni.

piątek, 4 marca 2016

Wafel Kinder Bueno

Batonik Kinder Bueno w moim życiu ma szczególne miejsce to batonik, który kojarzy mi się nierozerwalnie z czasami gdy mój M. kolokwialnie mówiąc mnie podrywał i starał się o moje względy. To właśnie sofity zapas Kinder Bueno przywiózł mi gdy po raz pierwszy do mnie przyjechał :) Przez tydzień, który spędzilismy wspólnie Kinder Bueno było naszym nierozłącznym towarzyszem... :) Oczywiście jak to z adorowaniem i podrywaniem bywa wraz z czasem metody i sposoby adoracji się zmieniły teraz cieszę się z naprawionej spinki, podanego koca czy zrobionej herbatki podanej przed TV niemniej jednak Kinder Bueno ma w naszym związku nadal swoje miejsce choć już nie tak popularne jak prawie pięć lat temu... Właśnie w tym momencie
uświadomiłam sobie, że w tym roku mija 5 okrągłych lat odkąd znam mojego M.! Szok! Kiedy to minęło?! Ok.  Z szoku się otrząsnęłam teraz czas na historię skąd wziął się przepis. Jakiś czas temu błądząc pod otchłaniach internetu trafiłam na stronę Kulinarne Przeboje gdzie w oczy wpadł mi krem o znajomej nazwie: 'Kinder Bueno' oczywiście od razu zapisałam go sobie żeby mi nigdzie nie zginął i ostatnio sobie o nim przypomniałam. Autorka podaje ten krem w pucharkach ja jednak poszłam o krok dalej i postanowiłam zrobić wafle a'la Kinder Bueno wyszły genialne! Tak genialne, że aż sama się zdziwiłam, że z domowych składników można wyczarować praktycznie identycznie smakujący krem! W połączeniu z waflem i polewą czekoladową smakuje perfekcyjnie! Musicie spróbować!

Składniki:
1 opak. wafli tortowych
100g orzechów laskowych
200g masła
200g śmietanki 30%
1 łyżka miodu
1 łyżka cukru pudru
1 opak. cukru waniliowego
3 łyżki mleka w proszku
200g czekoladowego kremu (krem czekoladowy nie czekolada ponieważ krem jak zastygnie można kroić i się nie łamie)

Orzechy posiekać na mniejsze kawałki uprażyć na patelni.
Masło rozpuścić z cukrem waniliowym. Do roztopionego masła dodać orzechy wymieszać lekko przestudzić.
Dodać masło, cukier, śmietankę i mleko w proszku.
Całość zmiksować na gładką masę.
Gotową masą smarować wafle, przekładać suchym waflem i tak do wykończenia składników.

środa, 2 marca 2016

Nasi Goreng z krewetkami

Moi drodzy na blogu nadeszła wiekopomna chwila! Mam zaszczyt i przyjemność przedstawić Wam na blogu mój krewetkowy debiut! :) Nie wierzyłam, że kiedyś to nastąpi jednak ciekawość kulinarna wzięła górę i wreszcie odważyłam się na zrobienie własnych osobistych krewetek! Zdaję sobie sprawę, że te małe różowiutkie maleństwa nie każdemu przypadną do gustu (starszyźnie w moim domu nie przypadły ;) ) jednak sądzę, że co odważniejsi dadzą się namówić i się skuszą. Historia krewetek w moim woku sięga tygodnia azjatyckiego w Biedronce tam wraz z akcją tematyczną można było wziąć do domu broszurę Smaki Azji, w której znalazły się naprawdę wspaniałe przepisy (krewetki to nie jedyna pozycja, którą stamtąd zaczerpnęłam do swojej kuchni!). Co prawda na potrzeby własnych kubków smakowych zmodyfikowałam marynatę do krewetek oraz ilość ostrego sosu tak co by mi gęby całej nie wypaliło ;) Po przestudiowaniu przepisu, skompletowaniu składników wzięłam się ostro do pracy! Kucharzyłam aż się kuchnia trzęsła! Efekt końcowy? Zadziwiający! Krewetki są pyszne! Szok! :) Jak to się człowiekowi kubki smakowe zmieniają za życia. Pamiętam jak jeszcze na początku studiów moja Siostra przywiozła mi z Niemiec słoiczek krewetek w chili i czosnku bodajże łomatko na samą myśl mnie wzdryga! Chociaż podejrzewam, że teraz zjadłabym je ze smakiem więc Sis! Przyjeżdżaj do mnie i nie zapomnij słoiczka krewetek! ;)
Cytując klasyka z pod Przemyśla dosyć siania trawy czas na przepis!

Składniki: (4porcje)


20sztuk krewetek
2 saszetki ryżu jaśminowego
3 łyżki sosu ostrygowego
1 łyżka posiekanej papryczki chili (ja dałam jalapeno ze słoika bo takie właśnie miałam w lodówce)
1 mała szalotka pokrojona w cienkie piórka
1/4 kapusty pekińskiej pokrojonej w dość sporą kostkę
1 papryka czerwona pokrojona w kostkę
2 jajka
1 łyżeczka sosu Sriracha
 (można dać dwie solidne szczypty pieprzu cayenne)
sok z 1 limonki
1 łyżka sosu sojowego
2 łyżki oleju kokosowego
3cm świeżego imbiru pokrojonego w cienką zapałkę
1 słoiczek kiełków soi (tak było w oryginale polecam zamienić na kiełki bambusa, albo kiełki fasoli albo wcześniej pokroić te sojowe w innym wypadku straszliwie się ciągną i psują wydźwięk całek potrawy
4 łyżki prażonej cebulki

Ryż ugotować wg przepisu na opakowaniu.
Krewetki wymieszać z 1 ząbek czosnku (przeciśniętym przez praskę, sokiem z 1/2limonki oraz 1 łyżką sosu sojowego i 1/2 łyżki posiekanej ostrej papryczki. Odstawić na 1h.
Rozgrzać olej, wrzucić imbir i cebulę chwilę podsmarzyć. Dodać roztrzepane jajko i energicznie mieszać, dodać krewetki pozostałe chili i smażyć przez ok. +/- 7minut.
Dodać kapustę i paprykę czerwoną chwilę smażyć. Partiami zacząć dodawać ryż. Całość doprawić sosem ostrygowym, sosem Sariha, cukrem i sokiem z 1/2 limonki
Na koniec dodać kiełki i posypać prażoną cebulką.