Jak wakacje to wakacje, wypieków ciąg dalszy :)
Dzisiaj coś w sam raz na upalne niedzielne popołudnie kruche tarteletki z delikatnym kremem budyniowym i orzeźwiającymi malinami.
Babeczki są pyszne i znikają w mgnieniu oka ;)
Przepis na kruche ciacho przywiozłam od mojej siostry z jednej z niemieckich gazet kulinarnych (które nota bene bardzo lubię przeglądać, zresztą chyba jak wszystkie gazety z przepisami... :) ) krem i "wierzch" wyczarowałam sama ;)
Składniki: (na 12 sztuk, dla foremek o średnicy 6,5cm)
Ciasto:
250g mąki
50g cukru
szczypta soli
125g zimnego masła
1 jajko
Krem:
0,5l mleka
1 budyń śmietankowy
3łyżki cukru
1/2 kostki masła
1 łyżeczka olejku śmietankowego
Wierzch:
1/5szkl. malin
5 łyżek konfitury malinowej
Masło posiekać z mąką, dodać pozostałe składniki i szybko zagnieść ciasto. Zawinąć w folię, odstawić na godzinę do lodówki.
Budyń ugotować z trzema łyżkami cukru (chyba, że na opakowaniu jest napisane inaczej) jednym słowem najlepiej go przygotować wg przepisu na opakowaniu o! ;)
Maliny przebrać.
Foremki do tarteletek nasmarować tłuszczem, wysypać kaszą manną lub mąką krupczatką, wylepić ciastem, nakłuć patyczkiem tak aby podczas pieczenia ciasto wyrosło równo i bez "bąbli". Piec w nagrzanym do 180stopniu piekarniku na złoty kolor. Ostudzić na kratce.
Masło utrzeć na biały puch, stopniowo dodawać wystudzony budyń (łyżka po łyżce).
Upieczone tarteletki napełnić kremem, na wierzchu ułożyć po kilka malin.
W rondelku rozpuścić konfiturę. Malinowym sosem polać po wierzchu tarteletki.
Pysznie, prosto i efektownie :)
Wspaniały deser :)
OdpowiedzUsuńsmakowite, aż by się zjadło :)
OdpowiedzUsuńupiecz i przywieź Macuniowi :)
OdpowiedzUsuńczekam z Dołkiem! no już, raz, raz!
He he, robiłam takie same, co ino z wiśniami i mniej masła do kremu (nie wiedzieć czemuż). Jak chcesz, to se zajrzyj na moje:
OdpowiedzUsuńhttp://mamamarzynia.blogspot.com/2009/11/tarteletki-z-wisniami-i-budyniem.html
ależ oczywiście, że sobie looknę ;)
UsuńJak chłopu zapodasz gołąbki, to będzie Ci mówił: "Gołębico Ty moja!" :-D
OdpowiedzUsuńO gotowanych gołąbkach nie słyszałam jako żywo, ale człowiek się uczy do końca życia ;-)
Fajna fuzja może wyjść z połączenia kuchni Pogórza Karpackiego z kuchnią Pomorza (Szczecińskiego?). Jeszcze zostaniesz jakąś sławną Okrasą!
Ta jest!!! I będziemy nawet sławniejsze niż jakasik Makadamiangerl czy cóś (mój Martik ostatnio mi pokazywał jakiegoś dziwoląga, co to niby jest najsłynniejszą blogerką i trendsetterką na świecie (?) i ma miliony wejść. A my będziemy miały miliardy!
OdpowiedzUsuńAle nici z tego, jak jeszcze raz będziesz w Żarnowej i nie dasz mi znać.
Tu masz mego maila i nie wyobrażam sobie, żebyś się ze mną nie skontaktowała!
Bo Ci zazionę ciasto! (hie hie...)
hm ta groźba wydała mi się dość prawdziwa i mnie przekonała więc wolę nie ryzykować i jak tylko pojawię się w okolicy na pewno dam znać :) chociaż pewnie będzie to najwcześniej na początku października jak już na dobre wrócę na Podkarpacką ziemię :)
Usuńbramasole@interia.pl
OdpowiedzUsuń