Takie gołąbki pamiętam z dzieciństwa gdy robiła je moja mama wtedy niestety nie przypadły mi za bardzo do gustu i byłam w tej kwestii raczej sceptykiem. Na szczęście po latach dojrzałam do tego aby zmierzyć się z nimi raz jeszcze w zaciszu swojej kuchni. Ciekawe jest to, że 'robiłam' je już od jakiś dobrych dwóch lat! ;) Tyle zajęło mi żeby raz a konkretnie postanowić co będzie na obiad i wreszcie myśl przekuć w czyn! :) W pewną sobotę
przeszukując lodówkę w celu zaczerpnięcia inspiracji do przygotowania obiadu odkryłam, że już od tygodnia czeka tam na mnie młoda kapusta - postanowiłam wziąć ja za punkt zaczepienia po czym przeszłam do strategii obmyślania co bym z niej zrobiła takiego czego nie ma na blogu i takiego z czym chciałabym się zmierzyć. Wybór był prosty! Gołąbki bez zawijania polecają się na obiad! Po przemyśleniach zakasałam rękawy i wzięłam się za pitraszenie. Po ich przygotowaniu muszę stwierdzić, że sama nie wiem dlaczego jako dziecko ich nie lubiłam! Są przepyszne! Do tego młode ziemniaczki i obiad poezja! :) Smakują wspaniale, robi się je tzw. 'piorunem' więc wpisują się na listę dań idealnych! Szybkie, proste, treściwe i smaczne! :)
Składniki: (na ok.8-10 gołąbków zależy jakiej wielkości)
1/2 małej młodej kapusty
1 szklanka ryżu plus dwie szklanki wody na ugotowanie
400-500g mięsa mielonego
3 łyżki otrębów pszennych
2 łyżki mąki
1 całe jajko
1 uprażona na złoto mała cebulka
500ml bulionu warzywnego (ja dałam ugotowany z pokrzepu i warzyw)
400g przecieru pomidorowego (w kartoniku)
1 pęczek koperku
1 czubata łyżka jogurtu greckiego
sól, pieprz, majeranek, czerwona słodka i ostra papryka, ząbek czosnku, cukier,
Kapustę drobno posiekać lub zetrzeć na tarce o grubych oczkach (polecam zastosować się do do tarcia, bo ja pokroiłam troszkę za grubo i część gołąbków zaczęłam mi się po prostu rozpadać...).
Do poszatkowanej kapusty dodać mięso, jajka, cebulkę, ugotowany ryż, przyprawy, czosnek przeciśnięty przez praskę, 1/2 posiekanego koperku, całość wyrobić na gładą masę. Jeśli masa będzie zbyt rzadka dodać jeszcze trochę otrębów.
Z masy formować klopsy w kształcie gołąbków, obtoczyć w mące.
Na patelni rozgrzać olej usmażyć na złoto gołąbki, przełożyć do wysokiego rondla najlepiej z nieprzywieralnym dnem lub go głębokiej patelni.
Bulion zagotować w garnuszku, dodać pomidory, jogurt, cukier i przyprawy oraz pozostały koperek, całość raz jeszcze zagotować i zalać podsmażone gołąbki tak aby sos przykrył je całkowicie.
Dusić na wolnym ogniu ok.40minut
Podawać z młodymi ziemniaczkami i ogórkiem małosolnym. Mniam!
środa, 29 czerwca 2016
poniedziałek, 27 czerwca 2016
Gęsta pomidorowa bez mąki i śmietany
Jak to w życiu bywa wiele wspaniałych rzeczy jest kwestią przypadku tak było również z moją wersją pomidorówki! Od dłuższego czasu mój M. wiercił mi dziurę w brzuchu, że zjadłby zupę krem z pomidorów w wolnej chwili postanowiłam mojego małżonka miską takowej zupy uraczyć. Jednego dnia ugotowałam cudowny rosół drugiego zaś późnym wieczorem wzięłam się za przygotowanie zupy krem...Pierwszy problem pojawił się gdy okazało się, że ani pomidorów, ani pomidorów w puszce ani też nawet passaty w domu nie mam! Nie wiem co mnie zamroczyło, żeby zużyć całe zapasy no ale tak czasami bywa zwłaszcza jeśli jest się typem chomika i spiżarka zazwyczaj pęka w szwach... ;) Po odkryciu, że pomidorów w moim domu brak dzielnie wsiadłam do auta i pomknęłam do pobliskiego sklepu aby kupić co trzeba. Obkupiłam się w puszkę pomidorów i wcześniej wspomnianą passatę pomidorową. Wtedy nie byłam jeszcze świadoma, że jedna puszka pomidorów na solidny gar rosołu to zbyt mało... ;) Gdy uradowana z faktu zdobycia niezbędnych składników wróciłam do kuchni wzięłam się za gotowanie! Jakież było moje zaskoczenie (wyszedł w tym momencie mój kolor blond) gdy wlewając puszkę pomidorów i passatę do 1,5l rosołu chciałam stworzyć gęsty krem... ;) )
Rękawicy jednak nie oddałam i postanowiłam walczyć dalej, pomyślałam może jak zmiksuję to będzie gęstsza - marzenie ściętej głowy! ;) Owszem gęstsza się okazała jednak nie na tyle aby pełnić na obiedzie zupę krem...
Z kremu wyszła raczej wspaniale aromatyczna genialna zawiesita pomidorówka, która bije na głowę wszystkie pomidorówki, które do tej pory jadałam w swoim życiu! Poważnie! Wszystkim, którzy nie wierzą polecam wypróbować przepis, bo jeśli o mnie chodzi z innego przepisu pomidorówki robić już na pewno nie będę... ;)
Składniki:
1,5l bulionu warzywno-drobiowego
1 puszka krojonych pomidorów z puszki
200g pomidorowej passaty
1 cebula
1 ząbek czosnku
sól, pieprz, cukier
Cebulkę posiekać i podsmażyć na odrobinie oleju, dodać czosnek chwilę podsmażyć - tak aby czosnek uwolnił swój aromat. Podlać odrobiną bulionu, dodać pomidory i passatę. Całoć chwilę podgotować, dodać resztę bulionu. Zagotować. Zmiksować na gładką zupę.
Podawać z makaronem lub ryżem - wedle upodobań ;)
Rękawicy jednak nie oddałam i postanowiłam walczyć dalej, pomyślałam może jak zmiksuję to będzie gęstsza - marzenie ściętej głowy! ;) Owszem gęstsza się okazała jednak nie na tyle aby pełnić na obiedzie zupę krem...
Z kremu wyszła raczej wspaniale aromatyczna genialna zawiesita pomidorówka, która bije na głowę wszystkie pomidorówki, które do tej pory jadałam w swoim życiu! Poważnie! Wszystkim, którzy nie wierzą polecam wypróbować przepis, bo jeśli o mnie chodzi z innego przepisu pomidorówki robić już na pewno nie będę... ;)
Składniki:
1,5l bulionu warzywno-drobiowego
1 puszka krojonych pomidorów z puszki
200g pomidorowej passaty
1 cebula
1 ząbek czosnku
sól, pieprz, cukier
Cebulkę posiekać i podsmażyć na odrobinie oleju, dodać czosnek chwilę podsmażyć - tak aby czosnek uwolnił swój aromat. Podlać odrobiną bulionu, dodać pomidory i passatę. Całoć chwilę podgotować, dodać resztę bulionu. Zagotować. Zmiksować na gładką zupę.
Podawać z makaronem lub ryżem - wedle upodobań ;)
piątek, 24 czerwca 2016
Serowe racuszki z serwatką i truskawkami.
Te placuszki to spuścizna moje pustego brzuszka, który po powrocie z pracy chciał koniecznie zjeść coś pysznego, słodkiego i ciepłego. W ferworze głodu szybko spojrzałam do lodówki gdzie smutno patrzyły na mnie zciemniałe banany, zalotnie mrugał do mnie serek labneh a serwatka w słoiku aż krzyczała mnie też wykorzystaj! Nie mogłam im odmówić więc wzięłam się do pracy - krótkiej pracy gdyż całość zajęła mi mniej niż 10 minut! ;) Placuszki wyszły przepyszne, pulchne, delikatne a do tego bananowe! Pyszności!
Nawet mój M. się skusił i pochłonął cały talerzyk! :) W sensie placuszki z talerzyka, talerz trafił do zmywarki żeby nie było, że mój M. jest pożeraczem talerzy... ;)
Składniki: (na ok.15-16szt.)
2 bardzo dojrzałe banany
4 łyżki mąki orkiszowej typ 500
2 jajka
4 łyżki serwatki
2 łyżki serka labneh
1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
ksylitol do posypania
truskawki lub inne owoce do przybrania
Banany zmiksować na gładki mus, dodać serek, mąkę, jajka, sodę oczyszczoną i serwatkę wymieszać wszystko do połączenia się składników (niezbyt długo).
Odstawić na 5minut. w tym czasie rozgrzać patelnię, posmarować odrobiną tłuszczu, na patelni łyżką stołowa kłaść porcję ciasta, smażyć z obu stron na rumiano. Gotowe jeszcze ciepłe placuszki posypać ksylitolem i przybrać owocami. Zajadać tuż po przygotowaniu takie smakują najlepiej.
Mąkę orkiszową, ksylitol i wiele innych naturalnych i zdrowych produktów znajdziecie na www.naturalniezdrowe.com.pl
Nawet mój M. się skusił i pochłonął cały talerzyk! :) W sensie placuszki z talerzyka, talerz trafił do zmywarki żeby nie było, że mój M. jest pożeraczem talerzy... ;)
Składniki: (na ok.15-16szt.)
2 bardzo dojrzałe banany
4 łyżki mąki orkiszowej typ 500
2 jajka
4 łyżki serwatki
2 łyżki serka labneh
1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
ksylitol do posypania
truskawki lub inne owoce do przybrania
Banany zmiksować na gładki mus, dodać serek, mąkę, jajka, sodę oczyszczoną i serwatkę wymieszać wszystko do połączenia się składników (niezbyt długo).
Odstawić na 5minut. w tym czasie rozgrzać patelnię, posmarować odrobiną tłuszczu, na patelni łyżką stołowa kłaść porcję ciasta, smażyć z obu stron na rumiano. Gotowe jeszcze ciepłe placuszki posypać ksylitolem i przybrać owocami. Zajadać tuż po przygotowaniu takie smakują najlepiej.
Mąkę orkiszową, ksylitol i wiele innych naturalnych i zdrowych produktów znajdziecie na www.naturalniezdrowe.com.pl
środa, 22 czerwca 2016
Wafle truskawkowe Eweliny
Po raz kolejny rzuciłam okiem do mojego pierwszego zeszytu z przepisami, w którym kryje się cała masa przepisów związana z ludźmi, którzy w moim życiu się pojawili. Ten zeszyt to zbiór nie tylko przepisów ale też fantastycznych wspomnień związanych z ludźmi, od których te przepisy mam :) Tak też jest z przepisem, który dzisiaj na blogowej "tapecie" :) Wafle
Eweliny jak sama nazwa wskazuje są właśnie przepisem, który dostałam od swojej szkolnej koleżanki Eweliny a ściślej rzecz ujmując od jej babci :) Te wafle w wersji białej, lub ciemnej gościły w moim domu przez długi czas aż wreszcie popadły w zapomnienie (jak to zazwyczaj bywa z przepisami, który robi się na potęgę w ilościach niebotycznych przez okres dłuższy niż miesiąc ;) ). Dzisiejsze wafle to moja wesoła wariacja oparta na podstawowym przepisie - wyszły genialne! Lekko kwaskowate, orzeźwiające no i do tego smakowicie słodkie czyli takie jak lubię najbardziej... :) Polecam wszystkim waflożercom! Przepis naprawdę godny uwagi!
Składniki:
1 opakowanie wafli tortowych
1 szkl. zmiksowanych truskawek (szklanka musu truskawkowego)
8 łyżek wody
3/4szkl. cukru
10-12 łyżek mleka w proszku (pełnotłustego)
sok z 1/2 cytryny
1 kostka masła
1 dżem truskawkowy
15 herbatników maślanych
1 duże opakowanie ciastek typu delicje
Wodę, truskawki, cukier, masło i sok z cytryny zagotować. Wyłączyć.
Do zagotowanych truskawek dodawać łyżka po łyżce mleko w proszku stale mieszając aby pozbyć się grudek jeśli będziemy mieć problem z wymieszaniem wszystkiego na gładką masę można użyć miksera - świetnie utrze nam masę.
Masę podzielić na 3 części do 1/3 dodać pokruszone hebtaniki i wymieszać. Pozostałą część zostawić bez dodatków.
Pierwszy wafel posmarować cienką warstwą kremu. Przyłożyć drugim waflem lekko docisnąć. Posmarować warstwą dżemu truskawkowego, przykryć kolejnym waflem i lekko docisnąć.
Drugi wafel posmarować cienką warstwą kremu, na krem ułożyć delicje a na delicja wyłożyć krem z herbatnikami, przyłożyć i lekko docinąć kolejnym waflem.
Ponownie wafel posmarować kremem, przykryć ostatnią taflą wafla lekko docisnąć. Całość zawinąć w papier i w folię. Położyć w chłodnym miejscu najlepiej na 30min. docisnąć czymś cieższym (byl nie za ciężkim wtedy wafel zrobi się nam jak naleśnik ;) ). Wafel najlepiej kroi się na drugi dzień gdy masa dobrze stężeje :)
Eweliny jak sama nazwa wskazuje są właśnie przepisem, który dostałam od swojej szkolnej koleżanki Eweliny a ściślej rzecz ujmując od jej babci :) Te wafle w wersji białej, lub ciemnej gościły w moim domu przez długi czas aż wreszcie popadły w zapomnienie (jak to zazwyczaj bywa z przepisami, który robi się na potęgę w ilościach niebotycznych przez okres dłuższy niż miesiąc ;) ). Dzisiejsze wafle to moja wesoła wariacja oparta na podstawowym przepisie - wyszły genialne! Lekko kwaskowate, orzeźwiające no i do tego smakowicie słodkie czyli takie jak lubię najbardziej... :) Polecam wszystkim waflożercom! Przepis naprawdę godny uwagi!
Składniki:
1 opakowanie wafli tortowych
1 szkl. zmiksowanych truskawek (szklanka musu truskawkowego)
8 łyżek wody
3/4szkl. cukru
10-12 łyżek mleka w proszku (pełnotłustego)
sok z 1/2 cytryny
1 kostka masła
1 dżem truskawkowy
15 herbatników maślanych
1 duże opakowanie ciastek typu delicje
Wodę, truskawki, cukier, masło i sok z cytryny zagotować. Wyłączyć.
Do zagotowanych truskawek dodawać łyżka po łyżce mleko w proszku stale mieszając aby pozbyć się grudek jeśli będziemy mieć problem z wymieszaniem wszystkiego na gładką masę można użyć miksera - świetnie utrze nam masę.
Masę podzielić na 3 części do 1/3 dodać pokruszone hebtaniki i wymieszać. Pozostałą część zostawić bez dodatków.
Pierwszy wafel posmarować cienką warstwą kremu. Przyłożyć drugim waflem lekko docisnąć. Posmarować warstwą dżemu truskawkowego, przykryć kolejnym waflem i lekko docisnąć.
Drugi wafel posmarować cienką warstwą kremu, na krem ułożyć delicje a na delicja wyłożyć krem z herbatnikami, przyłożyć i lekko docinąć kolejnym waflem.
Ponownie wafel posmarować kremem, przykryć ostatnią taflą wafla lekko docisnąć. Całość zawinąć w papier i w folię. Położyć w chłodnym miejscu najlepiej na 30min. docisnąć czymś cieższym (byl nie za ciężkim wtedy wafel zrobi się nam jak naleśnik ;) ). Wafel najlepiej kroi się na drugi dzień gdy masa dobrze stężeje :)
wtorek, 21 czerwca 2016
Chłodnik ogórkowy w 10minut
Ten przepis powstał zupełnie spontanicznie podczas mojej małej burzy mózgów co by tu wziąć ze sobą do pracy. Z racji, że żar zaczął lać się z nieba nie marzyły mi się raczej żadne solidne kotlety, mięsiwo lub makarony marzyło mi się coś lekkiego. Po przeglądzie lodówki i spostrzeżeniu, że najwięcej mam w niej ogórków i jogurtu, którego wyprodukowałam podczas ostatniego weekendu ponad stan pomysł sam wpadł do głowy! :) Do pełni szczęścia pospiesznie udałam się do ogródka gdzie zaopatrzyłam się w 100% eko szczypiorek i wspaniałe ostre rzodkiewki, pyszności!!
Składniki: (na 1 porcję)
150 ml jogurtu
2 ogórki gruntowe pozbawione środków nasiennych
3-4 rzodkiewki
3-4 szczypiorki
1 mały ząbek czosnku
sól, pieprz do smaku
Ogórki obrać, pozbawić gniazd nasiennych, zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Rzodkiewki umyć i zetrzeć na grubych oczkach.Szczypiorek posiekać, czosnek przecisnąć przez praskę. Całość wymieszać z jogurtem, wymieszać, schłodzić. Krok chłodzenia można pominąć jeśli wszystkie składniki będą wcześniej dobrze schłodzone.
Składniki: (na 1 porcję)
150 ml jogurtu
2 ogórki gruntowe pozbawione środków nasiennych
3-4 rzodkiewki
3-4 szczypiorki
1 mały ząbek czosnku
sól, pieprz do smaku
Ogórki obrać, pozbawić gniazd nasiennych, zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Rzodkiewki umyć i zetrzeć na grubych oczkach.Szczypiorek posiekać, czosnek przecisnąć przez praskę. Całość wymieszać z jogurtem, wymieszać, schłodzić. Krok chłodzenia można pominąć jeśli wszystkie składniki będą wcześniej dobrze schłodzone.
poniedziałek, 20 czerwca 2016
Prosty chleb orkiszowy
Ostatnio rozsmakowałam się w pieczeniu własnego chleba co prawda jak na razie jestem nowicjuszką w temacie i raczej piekę chleby proste jak budowa cepa nie mniej jednak nie przeszkadza mi to w byciu dumną ze swoich poczynań, bo mimo, że wypieki nie należą do zbyt skomplikowanych cieszą oko, nos tuż po wyjęciu z piekarnika oraz podniebienie podczas konsumpcji. Chleb, który prezentuję poniżej to chyba najprostszy chleb świata,
który wg mnie każdy powinien spróbować, jest pyszny a przez to, że nie wymaga od nas zbyt wiele pracy jest idealny również dla tych, którzy są zupełnie zieloni w tym temacie oraz tych, których wieczną wymówką jest brak czasu - Lucynko pozdrawiam Cię teraz w tym miejscu serdecznie! ;) ten chleb jest stworzony dla Ciebie! ;) Ostatnio sama siebie nie poznaję jem coraz bardziej świadomie i co rusz to wyszukuję jakiś zdrowych nowości, które mogłabym sprawdzić w swojej kuchni. Przez ostatnie tygodnie przechodzę prawdziwą fascynację z orkiszem, w którym zakochałam się bez pamięci! A dlaczego? A to dlatego, że jest skarbnicą samych dobroci dla naszego ciała i zdrowia. O tym na co działa pozytywnie i co niesie za sobą jego spożywanie poczytajcie tutaj albo tutaj przecież nie będę przepisywać tutaj artykułów stąd droga na skróty i odesłanie Was do linków klik i klik. Co do smaku chleba prezentowanego poniżej wyszedł pyszny, do tego stopnia pyszny, że mój M. dzwonił do mnie z pracy, żeby oznajmić mi, że kanapki z moim domowym chlebkiem są "lux" :) Z racji, że nie jestem samolubem i bardzo mnie będzie cieszyć jeśli Wasi bliscy będą w ten sam sposób poprawiać Wam humory komplementując Wasz wypiek dzielę się z Wami przepisem na mój pierwszy w życiu chlebek orkiszowy z ziarnami. Przepis znalazłam na stronie przepisnachleb.pl .
Składniki: (na 1 bochenek wielkości standardowej keksówki)
30g świezych drożdży
1 łyżeczka cukru
2-3 łyżki letniej wody
500g mąki orkiszowej typ np.630
380-400g letniej wody
2 łyżeczki soli
20g siemienia lnianego
20g sezamu
50g słonecznika
W miseczce rozpuścić drożdże z cukrem z 3 łyżkami letniej wody.
Do dużej miski wsypać suche składniki (2-3 łyżki ziaren pozostawić do posypania chleba na wierzch). Wymieszać. Dodać rozpuszczone drożdże oraz letnią wodę (ok.380-400g). Całość wymieszać łyżką, odstawić na 30 min. do wyrośnięcia. W tym czasie przygotować formę keksową, w której będzie pieczony chleb : formę wyłożyć papierem do pieczenia. Po ok. 30minutach ciasto ponownie zamieszać i wylać na blachę, posypać ziarnami i pozostawić do wyrośnięcia (ciasto nie powinno być wyższe niż 1cm poniżej rantu blaszki.
Gdy chlebek podrośnie włożyć go do piekarnika i piec w 200 stopniach przez ok. 40-45min. Na 10minut przed końcem można wyjąć chleb z formy i podpiec go jeszcze na kratce. Chleb jest gotowy gdy podczas pukania w jego spód słychać głuchy chlebowy odgłos. Przed krojeniem chleb należy wystudzić całkowicie.
który wg mnie każdy powinien spróbować, jest pyszny a przez to, że nie wymaga od nas zbyt wiele pracy jest idealny również dla tych, którzy są zupełnie zieloni w tym temacie oraz tych, których wieczną wymówką jest brak czasu - Lucynko pozdrawiam Cię teraz w tym miejscu serdecznie! ;) ten chleb jest stworzony dla Ciebie! ;) Ostatnio sama siebie nie poznaję jem coraz bardziej świadomie i co rusz to wyszukuję jakiś zdrowych nowości, które mogłabym sprawdzić w swojej kuchni. Przez ostatnie tygodnie przechodzę prawdziwą fascynację z orkiszem, w którym zakochałam się bez pamięci! A dlaczego? A to dlatego, że jest skarbnicą samych dobroci dla naszego ciała i zdrowia. O tym na co działa pozytywnie i co niesie za sobą jego spożywanie poczytajcie tutaj albo tutaj przecież nie będę przepisywać tutaj artykułów stąd droga na skróty i odesłanie Was do linków klik i klik. Co do smaku chleba prezentowanego poniżej wyszedł pyszny, do tego stopnia pyszny, że mój M. dzwonił do mnie z pracy, żeby oznajmić mi, że kanapki z moim domowym chlebkiem są "lux" :) Z racji, że nie jestem samolubem i bardzo mnie będzie cieszyć jeśli Wasi bliscy będą w ten sam sposób poprawiać Wam humory komplementując Wasz wypiek dzielę się z Wami przepisem na mój pierwszy w życiu chlebek orkiszowy z ziarnami. Przepis znalazłam na stronie przepisnachleb.pl .
Składniki: (na 1 bochenek wielkości standardowej keksówki)
30g świezych drożdży
1 łyżeczka cukru
2-3 łyżki letniej wody
500g mąki orkiszowej typ np.630
380-400g letniej wody
2 łyżeczki soli
20g siemienia lnianego
20g sezamu
50g słonecznika
W miseczce rozpuścić drożdże z cukrem z 3 łyżkami letniej wody.
Do dużej miski wsypać suche składniki (2-3 łyżki ziaren pozostawić do posypania chleba na wierzch). Wymieszać. Dodać rozpuszczone drożdże oraz letnią wodę (ok.380-400g). Całość wymieszać łyżką, odstawić na 30 min. do wyrośnięcia. W tym czasie przygotować formę keksową, w której będzie pieczony chleb : formę wyłożyć papierem do pieczenia. Po ok. 30minutach ciasto ponownie zamieszać i wylać na blachę, posypać ziarnami i pozostawić do wyrośnięcia (ciasto nie powinno być wyższe niż 1cm poniżej rantu blaszki.
Gdy chlebek podrośnie włożyć go do piekarnika i piec w 200 stopniach przez ok. 40-45min. Na 10minut przed końcem można wyjąć chleb z formy i podpiec go jeszcze na kratce. Chleb jest gotowy gdy podczas pukania w jego spód słychać głuchy chlebowy odgłos. Przed krojeniem chleb należy wystudzić całkowicie.
niedziela, 19 czerwca 2016
Bezglutenowe jaglane gofry z jogurtowym serkiem waniliowym i owocami.
Za te gofry zabierałam się już od przeszło pół roku! Wreszcie nastał czas kiedy zebrałam się w sobie i nareszcie dopięłam swego i swój plan przekułam w czyn! :) Bardzo się cieszę, bo nie dość, że odkryłam nowy przepis na gofry to do tego nareszcie odpaliłam swoją nowiuteńką gofrownicę, którą zakupiłam jeszcze w tamtym roku :)
;) Stali czytelnicy wiedzą, że z kaszą jaglaną raczej nie jest mi po drodze mimo wszystko zaryzykowałam i poczyniłam jaglane gofry! Ryzyko się opłaciło, bo gofry wyszły wyśmienite!
;) Stali czytelnicy wiedzą, że z kaszą jaglaną raczej nie jest mi po drodze mimo wszystko zaryzykowałam i poczyniłam jaglane gofry! Ryzyko się opłaciło, bo gofry wyszły wyśmienite!
Składniki: (na ok.8 gofrów)
150g mąki jaglanej
1 łyżka zmielonego siemienia lnianego
2 jajka
2 jajka
1 łyżka ksylitolu
80g roztopionego masła
1 łyżeczka bezglutenowego proszku do pieczenia
250ml maślanki
Żółtka oddzielić od białek.
Białka ubić na sztywną pianę, zaś żółtka utrzeć z ksylitolem, gdy ksylitol się rozpuści stopniowo dodawać lekko przestudzone, roztopione masło.
Następnie do jajecznej masy przesiać obie mąki wymieszane z proszkiem do pieczenia, zmiksować na gładką masę, stopniowo dodawać maślankę, miksować do powstania jednolitej masy. Dodać ubitą pianę z białek, delikatnie wymieszać łyżką drewnianą.
Na rozgrzaną tortownicę kłaść porcję ciasta, smażyć na złoty kolor po czym przestudzić na kratce aby gofry były chrupiące (na talerzyku nabiorą wilgoci z pary, która będzie się z nich uwalniać).
Serek waniliowy:
2 szklanki kremowego serka (u mnie labneh z tego przepisu ->klik<-)
1 laska wanilii
1 łyżka ksylitolu
Wszystkie składniki wymieszać.
Na środek gofra położyć porcję serka, przybrać pokrojonymi truskawkami, jagodami oraz listkami mięty.
Mąkę jaglaną, owsianą, ksylitol oraz wiele innych zdrowych produktów możecie znaleźć na stronie www.naturalniezdrowe.com.pl . Zapraszam serdecznie! :)
piątek, 17 czerwca 2016
Bitki indycze w sosie koperkowym
Sos koperkowy to zdecydowanie sos wiosenno-letni, który wprowadza do naszej kuchni powiew świeżości! Mój dzisiejszy sos zainspirowany został przez kolegę z pracy - Grzegorza, który zazwyczaj przynosi jakieś pyszne domowe obiadki a to od swojej mamusi a to od teściowej. Każdy wie, że mamusiowe jedzenie smakuje najlepiej i tak też wygląda oraz pachnie o swojskości takich przysmaków wspominać już chyba nikomu nie muszę? ;) No dobra ja tu sieję trawę a Wy czekacie na to co takiego miał grześkowy sos, że mnie zainspirował i tutaj Was nieco zaskoczę, bo... NIC! ;) Po prostu był koperkowy to wystarczyło, żeby mi się w głowie zapadka z koperkiem w roli głównej otworzyła! Moje kubki smakowe rozszalały się tak mocno, że tuż po powróci z pracy wyciągnęłam z zamrażalnika filet z indyka odczekałam aż mi się pięknie rozmrozi i wzięłam się za mięsko w pyszny sosie koperkowym!
Powiem Wam, że nie sądziłam, że mój sos będzie aż tak przepyszny! Wyszedł naprawdę wspaniały i polecam go wszystkim spragnionym wiosny na talerzu! Mięso przygotowane w ten sposób ma jeszcze jeden plus - robi się je ekspresowo, wiedziałam, że indyk nie wymaga zbyt długiej obróbki cieplnej ale mimo wszystko nie sądziłam, że przygotuje go takim ekspresem!! :) Moje indyka zaserwowałam razem z kaszą orkiszową, która jest moim ostatnim odkryciem i w której zakochałam się po uszy! Mogłabym ją jeść codziennie! Ale o tym w następnej notce gdzie będzie o pysznej sałatce właśnie z kaszą orkiszową w roli głównej... ;)
Składniki:
8 cienkich kotletów z piersi indyka
sól, pieprz
mąka krupczatka
olej kokosowy do podsmażenia mięsa
1/2 pęczka szczypiorku (z cebulkami)
1 pęczek koperku
1 szklanka bulionu warzywnego
1/2 szklanki jogurtu naturalnego
1/2 szklanki śmietany 18%
1/4szkl. zimnej wody
1 łyżka mąki
odrobina cukru do smaku, sól, pieprz
Kotlety lekko rozbić na cinko. Przyprawić solą i pieprzem, obtoczyć w mące.
Na patelni rozgrzać tłuszcz (olej kokosowy) podsmażyć filety na złoty kolor. Dodać szczypiorek delikatnie wymieszać, podalć szklanką bulionu warzywnego, gotować do momentu aż 1/3 bulionu się zredukuje.
W miseczce wymieszać jogurt, śmietanę, i mąkę, dodać odrobinę ciepłego rosołu z patelni całość energicznie wymieszać, powoli wlać na patelnię stale mieszając (aby ułatwić sobie przygotowanie sosu na moment można wyjąć kawałki mięsa z patelnim które po zrobieniu sosu ponownie można włożyć na patelnię). Do sosu dodać posiekany koperek. Całość wymieszać. Dusić przez ok.10minut pod przykryciem.
Powiem Wam, że nie sądziłam, że mój sos będzie aż tak przepyszny! Wyszedł naprawdę wspaniały i polecam go wszystkim spragnionym wiosny na talerzu! Mięso przygotowane w ten sposób ma jeszcze jeden plus - robi się je ekspresowo, wiedziałam, że indyk nie wymaga zbyt długiej obróbki cieplnej ale mimo wszystko nie sądziłam, że przygotuje go takim ekspresem!! :) Moje indyka zaserwowałam razem z kaszą orkiszową, która jest moim ostatnim odkryciem i w której zakochałam się po uszy! Mogłabym ją jeść codziennie! Ale o tym w następnej notce gdzie będzie o pysznej sałatce właśnie z kaszą orkiszową w roli głównej... ;)
Składniki:
8 cienkich kotletów z piersi indyka
sól, pieprz
mąka krupczatka
olej kokosowy do podsmażenia mięsa
1/2 pęczka szczypiorku (z cebulkami)
1 pęczek koperku
1 szklanka bulionu warzywnego
1/2 szklanki jogurtu naturalnego
1/2 szklanki śmietany 18%
1/4szkl. zimnej wody
1 łyżka mąki
odrobina cukru do smaku, sól, pieprz
Kotlety lekko rozbić na cinko. Przyprawić solą i pieprzem, obtoczyć w mące.
Na patelni rozgrzać tłuszcz (olej kokosowy) podsmażyć filety na złoty kolor. Dodać szczypiorek delikatnie wymieszać, podalć szklanką bulionu warzywnego, gotować do momentu aż 1/3 bulionu się zredukuje.
W miseczce wymieszać jogurt, śmietanę, i mąkę, dodać odrobinę ciepłego rosołu z patelni całość energicznie wymieszać, powoli wlać na patelnię stale mieszając (aby ułatwić sobie przygotowanie sosu na moment można wyjąć kawałki mięsa z patelnim które po zrobieniu sosu ponownie można włożyć na patelnię). Do sosu dodać posiekany koperek. Całość wymieszać. Dusić przez ok.10minut pod przykryciem.
środa, 15 czerwca 2016
Orzeźwiający napój serwatkowy.
Ten napój to kolejne odkrycie za sprawą strony Green Morning. Powiem Wam szczerze, że podeszłam do tematu serwatki w napoju nieco podejrzliwie ale potem pomyślałam czemu nie? Skoro serek wyszedł tak obłędnie pyszny to i napój wg przepisu Kingi będzie pyszny? Nie myliłam się! Serwatkowa lemoniada to po prostu hit orzeźwia, gasi pragnienie a do tego ma człowiek świadomość, że pije coś naprawdę zdrowego! Szok! Szok! Szok! Napisałam trzy razy szok, bo jeden to za mało aby wyrazić moje zdziwienie po przygotowaniu tego napoju, że jest tak wspaniały! Coś czuję, że moja fascynacja stroną Green Morning będzie trwać i trwać i... trwać! :)
Zaciekawiona tematem serwatki poczytałam trochę na jej temat i jestem pod ogromnym wrażeniem jej szerokiego zastosowania i dobroci jakie za sobą niesie! Kto jest ciekaw na co pomoże nam serwatka i w jaki sposób sprawi, że nasze zdrowie będzie w lepszej kondycji zapraszam tutaj.
Składniki: (na 1 szklankę lemoniady)
1/2 szklanki serwatki (moja z odciekającego serka labneh)
1/2 szklanki wody gazowanej
sok z 1/2 cytryny
skórka otarta z 1/2 cytryny
listki mięty
plasterki truskawek
Zaciekawiona tematem serwatki poczytałam trochę na jej temat i jestem pod ogromnym wrażeniem jej szerokiego zastosowania i dobroci jakie za sobą niesie! Kto jest ciekaw na co pomoże nam serwatka i w jaki sposób sprawi, że nasze zdrowie będzie w lepszej kondycji zapraszam tutaj.
Składniki: (na 1 szklankę lemoniady)
1/2 szklanki serwatki (moja z odciekającego serka labneh)
1/2 szklanki wody gazowanej
sok z 1/2 cytryny
skórka otarta z 1/2 cytryny
listki mięty
plasterki truskawek
1 łyżeczka cukru
Serwatkę wymieszać z wodą gazowaną, cukrem, sokiem i skórką z cytryny.
Do szklanek powkładać kostki lodu, plasterki truskawek i listki mięty całość zalać napojem.
Serwować od razu po przygotowaniu. Mniam! :)
Serwatkę wymieszać z wodą gazowaną, cukrem, sokiem i skórką z cytryny.
Do szklanek powkładać kostki lodu, plasterki truskawek i listki mięty całość zalać napojem.
Serwować od razu po przygotowaniu. Mniam! :)
poniedziałek, 13 czerwca 2016
Jogurtowy ser labneh
O serku Labneh słyszałam już wielokrotnie a to za sprawą Eli, która co jakiś czas zdaje mi relacje co się gotuje na Pomorzu... ;) Już ładnych pare miesięcy temu opowiadała jak babcia Nina robiła serek z odcedzonego jogurtu, pomysł spodobał mi się bardzo jednak nigdy jakoś nie miałam okazji aby go zrobić. Wszystko się zmieniło za sprawą posiadania własnej kuchni, w której wyczyniam różne takie dziwactwa, które potem okazują się strzałem w 10! ostatnimi czasy zupełnie przypadkiem trafiłam na blog Kingi Wójcickiej Green Morning od razu zakochałam się w jej stylu pisania i zdjęciach, które robi genialne! To właśnie za sprawą serka labneh trafiłam w jej skromne blogowe progi i nie żałuję, bo inspiracji tam cała masa! Po wciągającej lekturze na temat jogurtu i serka labneh postanowiłam przygotować swoją wersję tego zdrowego nabiału wyszło tak pysznie, że przerosło moje najśmielsze oczekiwania! Ten serek jest po prostu genialny! Prostszej rzeczy w kuchni już chyba zrobić się nie da więc zarówno kuchenni zapaleńcy jak i sceptycy powinni go zrobić! Labneh ma
jedną niepodważalną zaletę, którą bije wszystkie kremowe serki na głowę - jest w 100% naturalny bez jakichkolwiek zagęszczaczy, ulepszaczy i innych "dobrodziejstw" ;) Ten serek to odkrycie na miarę kulinarnego nobla takie proste a takie pyszne! Najlepsze w tym serku jest to, że jego gęstość regulujemy czasem odcedzania jeśli chcemy uzyskać gęsty jogurt typu greckiego wystarczy kilka godzin na sitku, jeśli marzy nam się serek homogenizowany czas wydłużamy o parę godzin natomiast jeśli chcemy zwięzły kremowy serek do smarowania czekamy kolejne godziny i mamy serek! Po prostu genialnie! :)
Po więcej wskazówek i bardziej dokładny czas odcedzania odsyłam do Kingi z Green Morning.
Poniżej podaję przepis na zwięzły serek labneh w moim wykonaniu od A do Z czyli od zrobienia jogurtu po serek :)
Składniki:
1l mleka 3,2% pasteryzowanego lub najlepiej świeżego od krowy
5 łyżek jogurtu naturalnego o jak najprostszym składzie (mleko, kultury bakterii, białka mleka) absolutnie nie z żelatyną!
Mleko podgrzać do temp. 40 stopni - jak sprawdzić czy mleko ma 40% bez termometru? Idąc za Kingą wkładam palec do mleka i liczę do 10 jeśli mleko jest dobrze ciepłe ale palca mi nie parzy ma pożądaną temperaturę. Do mleka dodać jogurt, niespiesznie wymieszać. Przykryć i odstawić w ciepłe miejsce na 4-5 godzin. Po tym czasie przełożyć jogurt do pojemnika, w którym chcemy go przechowywać lub jeśli chcemy wykonać serek z przepisu wylać go na sito wyłożone gazą, przykryć.
Jogurt na sicie włożyć do lodówki na 24h po tym czasie zdjąć serek z sitka (przykryć sitko talerze i obrócić), ostrożnie zdjąć również gazę. Zajadać wg upodobań na słodko, słono lub robić z niego dalszy pożytek w postaci sernika, nadzienia do naleśników lub innych przysmaków :)
jedną niepodważalną zaletę, którą bije wszystkie kremowe serki na głowę - jest w 100% naturalny bez jakichkolwiek zagęszczaczy, ulepszaczy i innych "dobrodziejstw" ;) Ten serek to odkrycie na miarę kulinarnego nobla takie proste a takie pyszne! Najlepsze w tym serku jest to, że jego gęstość regulujemy czasem odcedzania jeśli chcemy uzyskać gęsty jogurt typu greckiego wystarczy kilka godzin na sitku, jeśli marzy nam się serek homogenizowany czas wydłużamy o parę godzin natomiast jeśli chcemy zwięzły kremowy serek do smarowania czekamy kolejne godziny i mamy serek! Po prostu genialnie! :)
Po więcej wskazówek i bardziej dokładny czas odcedzania odsyłam do Kingi z Green Morning.
Poniżej podaję przepis na zwięzły serek labneh w moim wykonaniu od A do Z czyli od zrobienia jogurtu po serek :)
Składniki:
1l mleka 3,2% pasteryzowanego lub najlepiej świeżego od krowy
5 łyżek jogurtu naturalnego o jak najprostszym składzie (mleko, kultury bakterii, białka mleka) absolutnie nie z żelatyną!
Mleko podgrzać do temp. 40 stopni - jak sprawdzić czy mleko ma 40% bez termometru? Idąc za Kingą wkładam palec do mleka i liczę do 10 jeśli mleko jest dobrze ciepłe ale palca mi nie parzy ma pożądaną temperaturę. Do mleka dodać jogurt, niespiesznie wymieszać. Przykryć i odstawić w ciepłe miejsce na 4-5 godzin. Po tym czasie przełożyć jogurt do pojemnika, w którym chcemy go przechowywać lub jeśli chcemy wykonać serek z przepisu wylać go na sito wyłożone gazą, przykryć.
Jogurt na sicie włożyć do lodówki na 24h po tym czasie zdjąć serek z sitka (przykryć sitko talerze i obrócić), ostrożnie zdjąć również gazę. Zajadać wg upodobań na słodko, słono lub robić z niego dalszy pożytek w postaci sernika, nadzienia do naleśników lub innych przysmaków :)
Przepis i wskazówki zaczerpnięte ze strony Green Morning.
piątek, 10 czerwca 2016
Truskawkowe ciasto Halinka
Ostatnio odwiedziłam swoje rodzinne strony w moim rodzinnym domu znalazłam najcenniejszy skarb! Zeszyt z przepisami mojej mamy! Wspaniale było wrócić do przepisów, które znałam z dzieciństwa! Obok zeszytów mojej mamy ku mojemu ogromnemu zdziwieniu znalazłam również swój pierwszy zeszyt z przepisami, który prowadziłam już od 6 klasy podstawowej! Szmat czasu! Jak miło było wrócić do przepisów, za którymi stała cała masa wspomnień! Od wafli mojej koleżanki Eweliny, mojej pierwszej sałatki z ryżem i kurczakiem, makaronem gajowego z książki Małgorzaty Caprari po przepisy na ciasta przywiezione ze śląska kończąc! Właśnie na ciastach ze Śląska dzisiaj się na chwilę zatrzymam, bo przepis prezentowany poniżej to pyszne ciasto p. Halinki żartobliwie samozwańczej teściowej z czasów mojego nastoletniego życia :)
Ciasto jest genialne i przywołuje we mnie wspomnienia pewnych ferii zimowych, które spędzałam u swojej cioci a co za tym szło na dwa tygodnie stawałam się prawdziwym blokersem z przyjaciółmi z sąsiednich klatek! To były czasy! :) Monika, Justyny, Tomek, ekipa wspaniała, z którą przeżyłam mnóstwo wspaniałych przygód. Poza wspomnieniami z tego okresu zostały mi przepisy, które już wtedy zbierałam na potęgę aby wypróbować w swojej kuchni, powiem Wam szczerze, że dopiero po tym zeszycie zdałam sobie sprawę, że gotowanie kręciło mnie już w podstawówce! Szok! Gotowanie i pieczenie jest w moim życiu rzeczą tak naturalną, że nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że robię to już tyle lat z nieprzerwanym zapałem i chęcią! Wracając do ciasta jest pyszne, lekkie no i przede wszystkim z truskawkami i mimo, że w przepisie są mrożone spokojnie możemy użyć świeżych, które w tym momencie uśmiechają się do nas z pobliskich straganów!
To ciasto okazało się hitem ostatniego weekendu, wiedziałam, że jest dobre ale nie sądziłam, że aż tak przypadnie wszystkim, którzy będą mieli okazję go skosztować. Ciacho podbiło serce wszystkich moich domowników oraz gości, którzy nas tego dnia odwiedzili zajadali się wszyscy od małej 2letniej damy po dorosłych, których wieku zdradzać nie będę... ;)
Składniki:
Biszkopt - mój ulubiony niezawodny, którego piekę zawsze <klik>
Krem:
500 g truskawek (mogą być mrożone)
8 łyżek cukru
4 łyżki budyniu truskawkowego (ew. dowolny o smaku owoców jagodowych lub zwykła mąka ziemniaczana)
1/4szkl. zimnej wody
1 kostka masła
20-30 dag świeżych truskawek (w całości bez szypułek)
Dodatkowo na polewę:
50g masła
3 łyżki cukru
2 łyżki wody
2 łyżki kakao
Truskawki z odrobiną wody oraz 8 łyżkami cukru rozgotować tak aby zaczęły się rozpadać. W 1/4szkl. zimnej wody rozrobić budyń lub mąkę ziemniaczaną i wlać do truskawek stale mieszająć, zmniejszyć ogień zagotować i odstawić do przestygnięcia.
Masło utrzeć na puch, łyżka po łyżce dodawać truskawkowy budyń/ksiel sama nie wiem jak to nazwać ;) Utrzeć na gładki krem.
Biszkop rozkroić wzłuż na dwa placki.
Pierwszy placek nasączyć wodą z odrobiną nalewki pigwowej lub po prostu wódki. Na placek wyłożyć 1/2kremu po czym lekko wciskając wyłożyć całe truskawki - jedna przy drugiej, przykryć pozostałym kremem. Na krem położyć drugi blat biszkoptu.
Z podanych składników na polewę ugotować polewę czekoladową, wylać na wierzch ciasta, posypać dekoracyjną posypką.
Ciasto dobrze schłodzić, najlepiej przez noc.
Smakuje wspaniale! :)
Ciasto jest genialne i przywołuje we mnie wspomnienia pewnych ferii zimowych, które spędzałam u swojej cioci a co za tym szło na dwa tygodnie stawałam się prawdziwym blokersem z przyjaciółmi z sąsiednich klatek! To były czasy! :) Monika, Justyny, Tomek, ekipa wspaniała, z którą przeżyłam mnóstwo wspaniałych przygód. Poza wspomnieniami z tego okresu zostały mi przepisy, które już wtedy zbierałam na potęgę aby wypróbować w swojej kuchni, powiem Wam szczerze, że dopiero po tym zeszycie zdałam sobie sprawę, że gotowanie kręciło mnie już w podstawówce! Szok! Gotowanie i pieczenie jest w moim życiu rzeczą tak naturalną, że nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że robię to już tyle lat z nieprzerwanym zapałem i chęcią! Wracając do ciasta jest pyszne, lekkie no i przede wszystkim z truskawkami i mimo, że w przepisie są mrożone spokojnie możemy użyć świeżych, które w tym momencie uśmiechają się do nas z pobliskich straganów!
To ciasto okazało się hitem ostatniego weekendu, wiedziałam, że jest dobre ale nie sądziłam, że aż tak przypadnie wszystkim, którzy będą mieli okazję go skosztować. Ciacho podbiło serce wszystkich moich domowników oraz gości, którzy nas tego dnia odwiedzili zajadali się wszyscy od małej 2letniej damy po dorosłych, których wieku zdradzać nie będę... ;)
Składniki:
Biszkopt - mój ulubiony niezawodny, którego piekę zawsze <klik>
Krem:
500 g truskawek (mogą być mrożone)
8 łyżek cukru
4 łyżki budyniu truskawkowego (ew. dowolny o smaku owoców jagodowych lub zwykła mąka ziemniaczana)
1/4szkl. zimnej wody
1 kostka masła
20-30 dag świeżych truskawek (w całości bez szypułek)
Dodatkowo na polewę:
50g masła
3 łyżki cukru
2 łyżki wody
2 łyżki kakao
Truskawki z odrobiną wody oraz 8 łyżkami cukru rozgotować tak aby zaczęły się rozpadać. W 1/4szkl. zimnej wody rozrobić budyń lub mąkę ziemniaczaną i wlać do truskawek stale mieszająć, zmniejszyć ogień zagotować i odstawić do przestygnięcia.
Masło utrzeć na puch, łyżka po łyżce dodawać truskawkowy budyń/ksiel sama nie wiem jak to nazwać ;) Utrzeć na gładki krem.
Biszkop rozkroić wzłuż na dwa placki.
Pierwszy placek nasączyć wodą z odrobiną nalewki pigwowej lub po prostu wódki. Na placek wyłożyć 1/2kremu po czym lekko wciskając wyłożyć całe truskawki - jedna przy drugiej, przykryć pozostałym kremem. Na krem położyć drugi blat biszkoptu.
Z podanych składników na polewę ugotować polewę czekoladową, wylać na wierzch ciasta, posypać dekoracyjną posypką.
Ciasto dobrze schłodzić, najlepiej przez noc.
Smakuje wspaniale! :)
Przepis uległ modyfikacji w postaci całych truskawek i polewy czekoladowej.
czwartek, 9 czerwca 2016
Smaki Kanady wg Charliego z Master Chefa w Pracowni Smaku Joli Kleser.
Jakiś czas temu miałam okazję uczestniczyć w warsztatach kulinarnych zorganizowanych w studio Pracownia Smaku Joli Kleser! Był to mój prezent urodzinowo-imieninowy, który postanowiłam sobie zafundować z zebranych wcześniej pieniężnych prezentów :) Warsztaty jak najbardziej zaliczam do udanych i taki, które na długo zostaną w mojej pamięci.
Tytuł Warsztatów to: Smaki Kanady. Zaprezentowane oczywiście przez jednego z najpopularniejszych Kanadyjczyków w naszym kraju - Charles'a Daigneault'a finalistę
Master Chefa! Charlie okazał się serdecznym, zabawnym i otwartym gościem, który ani przez chwilę, nie sprawia wrażenia wielkiego kulinarnego celebryty! Jak już wspomniałam tematem warsztatów były smaki Kanady stąd w przygotowanym przez nas menu znalazł się homar, przegrzebki oraz ptysie z kremem angielskim a żeby nie było do końca kanadyjsko to był również pstrąg, którego nauczyłam się filetować rękami!! Niesamowita, prosta czynność, na którą sama w życiu bym nie wpadła! ;)
Miejsce, w którym odbyła się cała impreza to Pracownia Smaku Joli Kleser, która widać, że całe serce włożyła w to miejsce! Urządzone z gustem pomieszczenia przenoszą nas w industrialny klimat a przestronna kuchnia sprawia, że każdy gotujący ma wystarczająco miejsca by zgłębiać tajniki wiedzy kulinarnej w praktyce.
Tytuł Warsztatów to: Smaki Kanady. Zaprezentowane oczywiście przez jednego z najpopularniejszych Kanadyjczyków w naszym kraju - Charles'a Daigneault'a finalistę
Master Chefa! Charlie okazał się serdecznym, zabawnym i otwartym gościem, który ani przez chwilę, nie sprawia wrażenia wielkiego kulinarnego celebryty! Jak już wspomniałam tematem warsztatów były smaki Kanady stąd w przygotowanym przez nas menu znalazł się homar, przegrzebki oraz ptysie z kremem angielskim a żeby nie było do końca kanadyjsko to był również pstrąg, którego nauczyłam się filetować rękami!! Niesamowita, prosta czynność, na którą sama w życiu bym nie wpadła! ;)
Miejsce, w którym odbyła się cała impreza to Pracownia Smaku Joli Kleser, która widać, że całe serce włożyła w to miejsce! Urządzone z gustem pomieszczenia przenoszą nas w industrialny klimat a przestronna kuchnia sprawia, że każdy gotujący ma wystarczająco miejsca by zgłębiać tajniki wiedzy kulinarnej w praktyce.
Obok cudownie urządzonej i wyposażonej sprzętami marki SMEG kuchni tuż za ścianą znajduje się cudowna sala z ogromnym stołem, przy którym wszyscy uczestnicy mogą zasiąść i skonsumować to, co wcześniej w pocie czoła przygotowali. Miejsce po prostu cudowne, polecam wszystkim!
Po wytężonej pracy w kuchni był czas na odpoczynek i wspólne podjadanie przy ogromnym stole co wprawiło wszystkich w klimat domowej uczty i sprawiło, że miałam wrażenie, że znam tych ludzi od lat!
Na koniec dodam, że całości dopełniała gospodyni imprezy i tego miejsca - Jola, która swoim ciepłem i pozytywnym nastawieniem wprawiała wszystkich we wspaniały humor i napawała jeszcze większą chęcia wspólnego gotowania.
Jeśli nadarzy się okazja z pewnością będę chciała ponownie zagościć w progach Pracowni Smaku, która jest miejscem magicznym i idealnym do zgłębiania smaków, zapachów i wszystkiego co w kuchni powstaje ale cóż się dziwić przecież to PRACOWNIA SMAKU ;)
Warsztaty rozpoczęły się oficjalnym otwarciem i przywitaniem wszystkich uczestników. Gotowaliśmy w kameralnym gronie, bo liczba kursantów nie przekroczyła 20 osób co zdecydowanie było na plus, bo każdy miał okazję nauczyć się czegoś nowego, zapytać Charliego o cenne wskazówki oraz po prostu podglądać jak mu sprytnie wychodzi gotowanie :) Jak to na takich warsztatach bywa oczywiście powstały spontaniczne dania, niezwykle pyszne i inspirujące.
Po przywitaniu każdy miał za zadanie filetować pstrąga w sposób zaprezentowany przez Charliego. Z filetów powstało carpaccio natomiast z części odpadkowej pyszny wywar, który posłużył nam potem do sosu.
Smażony na maśle filet z pstrąga z chipsem ze skóry i blanszowanymi warzywami |
Obok pstrąga na tapetę został wzięty homar , który nie ukrywam, że wzbudził we mnie największe zainteresowanie i podziw! Podziw szedł na równi z rozsmakowaniem, ponieważ okazał się pyszny! Wraz z Charliem przygotowaliśmy z niego farsz do koszyczków z ciasta filo - wyszło przepyszne!
Przegrzebki |
Po homarze przyszedł czas na przegrzebki, które serca mojego nie skradły niemniej jednak mam je odhaczone na swojej liście, rzeczy, które jadłam ale niekoniecznie, które będę jeść z przyjemnością za każdym razem gdy będzie ku temu okazja. W tej sferze jestem jednak tradycjonalistką i urok przegrzebek wrażenia na mnie nie zrobił ba! Został mocno przyćmiony brylującym na salonach filetem z pstrąga, który był usmażony na maśle i podany z blanszowanymi warzywami o tak! To były moje smaki! :) Z całych przegrzebek najbardziej smakował mi sos, który Charlie do nich zaserwował z pewnością wykorzystam go u siebie w domu, bo był naprawdę przepyszny, białe wino, suszone pomidory, zioła, cebulka i śmietanka 30% stworzyły jak dla mnie sos idealny! Zresztą każdy z uczestników wyjadał go wprost z patelni!
Ptysie z kremem angielskim |
Kolejną rzeczą, która może wydać się dla niektórych banalna było zdobycie wiedzy jak zrobić nitki z karmelu! Teraz już wiem i powiem Wam szczerze, że tzw. kopara mi opadła gdy zobaczyłam jakie to proste!! Moją szczęką na podłodze szczerze rozbawiłam gospodarza tych warsztatów! ;) Nitki karmelowe posłużyły do dekoracji ptysi z kremem angielskim, które również były przepyszne! Tutaj na chwilkę się zatrzymam, ponieważ muszę się pochwalić, że właśnie u Joli w Pracowni Smaku po raz pierwszy własnoręcznie zrobiłam krem angielski i powiem więcej wyszedł pyszny! Z pewnością niejednokrotnie będę go powtarzać w domu.
Po wytężonej pracy w kuchni był czas na odpoczynek i wspólne podjadanie przy ogromnym stole co wprawiło wszystkich w klimat domowej uczty i sprawiło, że miałam wrażenie, że znam tych ludzi od lat!
Na koniec dodam, że całości dopełniała gospodyni imprezy i tego miejsca - Jola, która swoim ciepłem i pozytywnym nastawieniem wprawiała wszystkich we wspaniały humor i napawała jeszcze większą chęcia wspólnego gotowania.
Jeśli nadarzy się okazja z pewnością będę chciała ponownie zagościć w progach Pracowni Smaku, która jest miejscem magicznym i idealnym do zgłębiania smaków, zapachów i wszystkiego co w kuchni powstaje ale cóż się dziwić przecież to PRACOWNIA SMAKU ;)
Zdjęcia zrobione przez Jolę i opublikowane na profilu fb Pracownia Smaku Jolanta Kleser wszystkich zapraszam do polubienia o śledzenia jej profilu :)
środa, 8 czerwca 2016
Syrop z kwiatów czarnego bzu
Odkąd stałam się legalną wieśniarą - czyt. mieszkam na wsi rozsmakowałam się w robieniu domowych nalewek i innych specyfików na bazie tego co mogę zebrać za płotem. Po ubiegłorocznym szale z mniszkiem lekarskim w tym roku przyszedł czas na pędy sosny - moja mikstura dzielnie stoi w słoiku już trzeci tydzień ;) oraz syrop z kwiatów dzikiego bzu, który na dobre skradł moje serce i noszę się z zamiarem zrobienia jeszcze jednej porcji o ile zdążę go w porę zebrać ;)
Ten syrop to po prostu HIT zastąpi mi tego lata wszystkie lemoniady świata no i oczywiście posłuży jako odsiecz w przeziębieniach o ile całego nie wypijemy razem z M. podczas upałów w postaci mocno schłodzonego bezalkoholowego trunku! ;)
Składniki:
Ten syrop to po prostu HIT zastąpi mi tego lata wszystkie lemoniady świata no i oczywiście posłuży jako odsiecz w przeziębieniach o ile całego nie wypijemy razem z M. podczas upałów w postaci mocno schłodzonego bezalkoholowego trunku! ;)
Składniki:
60-70 bladachów kwiatów czarnego bzu
sok z 3-5 cytryn
2l wody
1,25 kg cukru
2 łyżeczki kwasku cytrynowego
Kwiaty oczyścić z nieproszonych gości - ostrożnie aby nie osypać zbyt wiele pyłków.
Włożyć do garnka.
W osobnym garnku zagotować wodę z cukrem oraz kwaskiem cytrynowym.
Gorącym syropem cukrowym zalać kwiaty dodać sok z cytryn, wymieszać. Przykryć gazą i dostawić na 48h w chłodne miejsce.
Po 48h syrop odcedzić na drobnym sicie wyłożonym gazą, przecedzony syrop ponownie zagotować. Rozlać do wyparzonych słoików, zakręcić, postawić do góry dnem, ostudzić.
Taki sposób przygotowania syropu nie wymaga dalszej pasteryzacji.
Pycha!! Pycha!! Pycha!!
Po wersję z procentami zapraszam tutaj :)
sok z 3-5 cytryn
2l wody
1,25 kg cukru
2 łyżeczki kwasku cytrynowego
Kwiaty oczyścić z nieproszonych gości - ostrożnie aby nie osypać zbyt wiele pyłków.
Włożyć do garnka.
W osobnym garnku zagotować wodę z cukrem oraz kwaskiem cytrynowym.
Gorącym syropem cukrowym zalać kwiaty dodać sok z cytryn, wymieszać. Przykryć gazą i dostawić na 48h w chłodne miejsce.
Po 48h syrop odcedzić na drobnym sicie wyłożonym gazą, przecedzony syrop ponownie zagotować. Rozlać do wyparzonych słoików, zakręcić, postawić do góry dnem, ostudzić.
Taki sposób przygotowania syropu nie wymaga dalszej pasteryzacji.
Pycha!! Pycha!! Pycha!!
Po wersję z procentami zapraszam tutaj :)
poniedziałek, 6 czerwca 2016
Truskawkowe pancakes z serkiem owocowym i czekoladą
Jak większość z Was wie, przepisy staram się dodawać w miarę na bieżąco no chyba jeśli chodzi o przepisy świąteczne wtedy pojawiają się z rocznym opóźnieniem ;) Reszta przepisów jest publikowana zaraz po przygotowaniu stąd moje ogromne zdziwienie, że na blogu nie ma tych przepysznych placuszków, które umożliwiły mi udział w moim pierwszym w życiu kulinarnym evencie, o którym pisałam tutaj.
Pancakesy to amerykańskie placuszki często przybliżane nam jako amerykańska wersja naleśników jak dla mnie to totalna bzdura! Pancakesy to pancakesy a naleśniki to naleśniki i tego się trzymajmy. Te placuszki są tak pyszne, że pamiętam jak robiłam je rok temu właśnie na konkurs to po konkursowym debiucie musiałam w domu zrobić kilka ładnych powtórek zanim moja kochana rodzinka się nimi najadła dostatecznie mocno - zwłaszcza mój
M. wtedy zaskoczył mnie bardzo, bo sam się upominał abym mu te placuszki robiła, szok! On wierny wyznawca kapusty z grochem, barszczu białego i mięsnego bolognese domagał się słodkich placuszków! :)
O przepisie przypomniałam sobie gdy w głowie próbowałam odkopać jakiś fajny przepis z truskawkami, raz dwa i przypomniały mi się właśnie te placuszki więc szybko udałam się na bloga a tam zdziwienie, bo placuszków tam nie było! Idąc za ciosem raz dwa stworzyłam wpis, odkopałam przepis, który na szczęście miałam na mailu i voila! Dzielę się z Wami wspaniałymi pancakes'ami! :)
Składniki na ok. 10 placuszków:
1,5szkl mąki
2 jajka
300ml maślanki truskawkowe
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
2 łyżki cukru pudru
szczypta soli
5 łyżek oleju rzepakowego
Dodatkowo:
Serek kremowy owocowy
20dag truskawek
50g gorzkiej czekolady
3 łyżki mleka
Składniki na placuszki zmiksować na jednolitą masę o konsystencji gęstej śmietany. Smażyć na suchej patelni teflonowej lub innej z nieprzywierającym dnem.
Usmażone placuszki posmarować serkiem, ułożyć przekrojone na pół truskawki. Polać sosem przygotowanym z roztopionej w 3 łyżkach mleka czekolady. Podawać tuż po przygotowaniu.
Pancakesy to amerykańskie placuszki często przybliżane nam jako amerykańska wersja naleśników jak dla mnie to totalna bzdura! Pancakesy to pancakesy a naleśniki to naleśniki i tego się trzymajmy. Te placuszki są tak pyszne, że pamiętam jak robiłam je rok temu właśnie na konkurs to po konkursowym debiucie musiałam w domu zrobić kilka ładnych powtórek zanim moja kochana rodzinka się nimi najadła dostatecznie mocno - zwłaszcza mój
M. wtedy zaskoczył mnie bardzo, bo sam się upominał abym mu te placuszki robiła, szok! On wierny wyznawca kapusty z grochem, barszczu białego i mięsnego bolognese domagał się słodkich placuszków! :)
O przepisie przypomniałam sobie gdy w głowie próbowałam odkopać jakiś fajny przepis z truskawkami, raz dwa i przypomniały mi się właśnie te placuszki więc szybko udałam się na bloga a tam zdziwienie, bo placuszków tam nie było! Idąc za ciosem raz dwa stworzyłam wpis, odkopałam przepis, który na szczęście miałam na mailu i voila! Dzielę się z Wami wspaniałymi pancakes'ami! :)
Składniki na ok. 10 placuszków:
1,5szkl mąki
2 jajka
300ml maślanki truskawkowe
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
2 łyżki cukru pudru
szczypta soli
5 łyżek oleju rzepakowego
Dodatkowo:
Serek kremowy owocowy
20dag truskawek
50g gorzkiej czekolady
3 łyżki mleka
Składniki na placuszki zmiksować na jednolitą masę o konsystencji gęstej śmietany. Smażyć na suchej patelni teflonowej lub innej z nieprzywierającym dnem.
Usmażone placuszki posmarować serkiem, ułożyć przekrojone na pół truskawki. Polać sosem przygotowanym z roztopionej w 3 łyżkach mleka czekolady. Podawać tuż po przygotowaniu.
sobota, 4 czerwca 2016
Nalewka z kwiatów czarnego bzu [+18]
Nalewka z kwiatów czarnego bzu jest mi znana za sprawą Wandzi, o której nie raz na łamach bloga już wspominałam. Wandzia, to dla mnie nalewkowe guru i to właśnie dzięki niej i jej rodzince, która w całości jest zaangażowana w nalewki i ma o tym szerokie pojęcie zaraziłam się nalewkową pasją. Łzy chrabąszcza - bo tak nazywa się nalewka po raz pierwszy
próbowałam ślubie Anetki i Wojtka gdzie bardzo mi posmakowała i od razu skradła moje serce! Ta nalewka była pierwszą, którą wykonałam wraz z moim M. wtedy zauważyliśmy, że wcale nie jest to takie trudne a przy odrobinie zaangażowania i włożeniu całego serca w proces produkcji można wyczarować trunek godny królewskiego podniebienia! :)
Najbardziej w nalewkowym szaleństwie lubię moment zbierania produktu, z którego będzie robiona naleweczka. W przypadku kwiatów czarnego bzu mam ich można by rzec całą plantację w tyle mi znanym miejscu 100% ekologii i 100% szczęśliwych roślinek, bo rosną sobie w spokojnym miejscu z dala od samochodowego zgiełku! :) Pamiętam jak dwa lata temu zbierałam z moim M. te cudne kwiaty czarnego bzu w pokrzywach po pas - uwierzcie mi jakie musiało być nasze poświęcenie aby zrobić pierwszą porcję tego wspaniałego trunku!
:)
próbowałam ślubie Anetki i Wojtka gdzie bardzo mi posmakowała i od razu skradła moje serce! Ta nalewka była pierwszą, którą wykonałam wraz z moim M. wtedy zauważyliśmy, że wcale nie jest to takie trudne a przy odrobinie zaangażowania i włożeniu całego serca w proces produkcji można wyczarować trunek godny królewskiego podniebienia! :)
Najbardziej w nalewkowym szaleństwie lubię moment zbierania produktu, z którego będzie robiona naleweczka. W przypadku kwiatów czarnego bzu mam ich można by rzec całą plantację w tyle mi znanym miejscu 100% ekologii i 100% szczęśliwych roślinek, bo rosną sobie w spokojnym miejscu z dala od samochodowego zgiełku! :) Pamiętam jak dwa lata temu zbierałam z moim M. te cudne kwiaty czarnego bzu w pokrzywach po pas - uwierzcie mi jakie musiało być nasze poświęcenie aby zrobić pierwszą porcję tego wspaniałego trunku!
Składniki:
40-50 baldachów kwiatów czarnego bzu (dorodne w pełni rozkwitnięte pełne pyłku)
4-5 wyszorowanych i wyparzonych wcześniej cytryn
50 dag cukru
1l wody
1/2l spirytusu
1/2 łyżeczki korzenia arcydzięgla (dostępny w każdym sklepie zielarskim)
sok z 1 cytryny
Kwiaty rozłożyć na papierze i zostawić na godzinę w celu wyjścia wszystkich nieproszonych gości.
W wyparzony słój wkładać warstwami kwiaty czarnego bzu na przemian z cienkimi plasterkami cytryny.
Wodę zagotować z cukrem, przestudzić.
Letnim syropem zalać kwiaty.
Słoik przykryć szczelnie gazą i odstawić w ciemne i chłodne miejsce. Nalewka nie może stać w zbyt ciepłym miejscu, bo zacznie zbyt szybko fermentować.
Nalewkę pozostawić w słoju przez ok. 10dni (u mnie ostatnio stała 7) w tym czasie raz dziennie mieszać wyparzona łyżką (to ważne!)
Po tym czasie dodać spirytus i korzeń arcydzięgla zakręcić zakrętką i odstawić w ciemne i chłodne miejsce na kolejne 6-7 tygodni po tym czasie nalewkę należy odcedzić i przelać do butelek.
Jeśli jesteście fanami klarownej mikstury polecam po przelaniu do butelek i odczekaniu paru tygodni ponownie zlać klarowną część trunku zaś gęstą znajdującą się na dnie przelać do słoiczka i wykorzystać np. jako dodatek do herbatki z prądem w czasie zimowych ataków wirusów ;)
czwartek, 2 czerwca 2016
Młoda kapusta na gęsto
Kapusta na gęsto w moim domu głównie kojarzy mi się z młodym bigosikiem, który na blogu już jest tutaj.
Jestem z tych ludzi, którzy od zawsze kochają wszelkiego rodzaju surówki do obiadu z ciepłymi dodatkami już tak do końca nie było. Mimo, że zasmażane buraczki kochałam od dziecka i na samą myśl zaczyna cieknąć mi ślinka tak zasmażana kapusta, marchewka z groszkiem czy też młoda kapusta musiały swoje odczekać do momentu aż dorosnę do ich smaków. Tak się tez stało w tym momencie jem wszystkie ciepłe dodatki obiadowe, które są w naszym kraju popularne! Przyznam szczerze, że najwięcej czasu z oswojeniem zajęła mi
kapusta zasmażana i właśnie młoda kapusta na gęsto, którą prezentuję właśnie w tym wpisie. Sama nie wiem dlaczego tak długo zajęło mi polubienie kapuścianego smaku, bo bigos i wszelkie inne kapuściane wariacje kochałam od dziecko trudno powiedzieć, nie ma co się nad tym rozpisywać, bo ważne, że wreszcie zasmażaną kapustę pokochałam miłością niezwykłą i płomienną! Jeśli są wśród czytelników osoby mające podobny problem zachęcam do przełamania się i spróbowania a tych, którzy kapustkę kochają po prostu do ugotowania pokaźnego gara dla całej rodziny! :)
Składniki:
1 główka młodej kapusty (ok.1kg)
1 pęczek koperku
1 mała cebulka
3-4 ziarnka ziela angielskiego
2 listki laurowe
2 łyżki masła
1 łyżka mąki
cukier, sól, pieprz do smaku
Kapustę poszatkować.
Włożyć do garnka, podlać 1/2szkl. wody.
Dodać ziele angielskie, liść laurowy, sól, cukier i pieprz. Gotować do miękkości w razie gdyby cała woda się wygotowała delikatnie podlać kolejną 1/2szkl.
Cebulkę posiekać. Masło roztopić na patelni, dodać cebulę, zeszklić. Dodać mąkę, chwilę podsmażać. Gotową zasmażkę dodać do kapusty, na patelnię dodać łyżkę kapusty tak aby wyczyścić ją z pozostałości zasmażki.
Zagotować.
Koperek posiekać dodać do kapusty, w razie potrzeby doprawić do smaku.
Podawać jako dodatek do kotletów schabowych, mielonych lub innych mięs.
Jestem z tych ludzi, którzy od zawsze kochają wszelkiego rodzaju surówki do obiadu z ciepłymi dodatkami już tak do końca nie było. Mimo, że zasmażane buraczki kochałam od dziecka i na samą myśl zaczyna cieknąć mi ślinka tak zasmażana kapusta, marchewka z groszkiem czy też młoda kapusta musiały swoje odczekać do momentu aż dorosnę do ich smaków. Tak się tez stało w tym momencie jem wszystkie ciepłe dodatki obiadowe, które są w naszym kraju popularne! Przyznam szczerze, że najwięcej czasu z oswojeniem zajęła mi
kapusta zasmażana i właśnie młoda kapusta na gęsto, którą prezentuję właśnie w tym wpisie. Sama nie wiem dlaczego tak długo zajęło mi polubienie kapuścianego smaku, bo bigos i wszelkie inne kapuściane wariacje kochałam od dziecko trudno powiedzieć, nie ma co się nad tym rozpisywać, bo ważne, że wreszcie zasmażaną kapustę pokochałam miłością niezwykłą i płomienną! Jeśli są wśród czytelników osoby mające podobny problem zachęcam do przełamania się i spróbowania a tych, którzy kapustkę kochają po prostu do ugotowania pokaźnego gara dla całej rodziny! :)
Składniki:
1 główka młodej kapusty (ok.1kg)
1 pęczek koperku
1 mała cebulka
3-4 ziarnka ziela angielskiego
2 listki laurowe
2 łyżki masła
1 łyżka mąki
cukier, sól, pieprz do smaku
Kapustę poszatkować.
Włożyć do garnka, podlać 1/2szkl. wody.
Dodać ziele angielskie, liść laurowy, sól, cukier i pieprz. Gotować do miękkości w razie gdyby cała woda się wygotowała delikatnie podlać kolejną 1/2szkl.
Cebulkę posiekać. Masło roztopić na patelni, dodać cebulę, zeszklić. Dodać mąkę, chwilę podsmażać. Gotową zasmażkę dodać do kapusty, na patelnię dodać łyżkę kapusty tak aby wyczyścić ją z pozostałości zasmażki.
Zagotować.
Koperek posiekać dodać do kapusty, w razie potrzeby doprawić do smaku.
Podawać jako dodatek do kotletów schabowych, mielonych lub innych mięs.
Subskrybuj:
Posty (Atom)